piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 6.

Droga Cam,
Zacznę od tego, że strasznie za Tobą tęsknię. Pilnie potrzebuję z kimś pogadać i wiem, że tylko Ty postarasz się to zrozumieć. Niestety.. Jeszcze przez parę tygodni nie będziemy się widzieć, więc muszę Ci to wszystko napisać. Nie lubię przelewać myśli na papier, ale nie mam innego wyjścia.
On tu jest Cam.. Chłopak, o którym Ci opowiadałam. Ten, który usilnie i z powodzeniem niszczył mi czas w szkole. Ten cholernie przystojny blondyn o stalowo-szarych oczach. Na rozprawie myślałam, że już go nie zobaczę, a tu nagle pojawia się w Hogwarcie. Gubię się we własnych myślach. Nienawidzę go, ale jednak coś mnie do niego ciągnie. Co ja mam zrobić? Nawet nie wiesz, jaką ochotę mam z nim porozmawiać. Ale porozmawiać! A nie sprzeczać się, wydzierać.. To w ogóle do mnie nie podobne. Nie mam siły z tym walczyć. Zaczęłam patrzeć na niego w pozytywnym świetle. A to błąd. Ogromny błąd. Wiesz co kretyn sobie wymyślił? Że poderwie nową nauczycielkę. Ale gdybyś ją zobaczyła! Figura gwiazdy filmowej, tak samo twarz! Ja o takiej pomarzyć tylko mogę! A on się w nią wgapia jak w obrazek! Mówię Ci.. Chwilowo mam dość. Sama rozumiesz.
Przepraszam, za ten bełkot słów. Pewnie niewiele z tego zrozumiałaś. Nie przejmuj się. Ja też nie rozumiem, co dzieje się w mojej głowie.
Niedługo się odezwę i całuję.
Hermiona.

                Było bardzo wcześnie. Słońce dopiero wyłaniało się zza horyzontu. Hermiona odłożyła pióro i zaklęciem zgasiła lampkę znajdującą się nad łóżkiem. List do kuzynki zwinęła w rulon i pospiesznie wyszła z łóżka. Narzuciła na krótką koszulę nocną granatową bluzę, a na nogi włożyła kapcie. Nie oglądając się nawet w lustrze, chwyciła kartkę i wyszła ze swojego dormitorium. W Pokoju Wspólnym nikogo nie było, podobnie jak na korytarzach zamku. Powoli zbliżała się do sowiarni. Powitał ją huk setek zwierząt. Uśmiechnęła się sama do siebie. Takich małych rzeczy brakowało jej, gdy była w domu, w Londynie. Szybko odnalazła swoją Holly i przywiązała jej do nóżki list.
- Leć do Cam. – powiedziała do stworzonka.
                Chwilę jeszcze stała w oknie sowiarni, wzrokiem obserwując oddalające się zwierzę. Nagle  trochę mocniej zawiał wiatr. Na jej nagich nogach pojawiła się gęsia skórka, a ciało przeszedł dreszcz. Odwróciła się .
- Cześć Granger. – doszedł ją głos dobiegający z drugiej strony pomieszczenia.
                Dziewczyna poznała go od razu. To był Draco Malfoy. Nie wiedział, jak długo tam jest. Jak długo jej się przygląda. Pospiesznie szczelniej opatuliła się bluzą. Z wyrzutem spojrzała na swoje nogi, karcąc się w myślach, że nie pomyślała o tym, by odpowiednio się ubrać. Chłopak od razu to zauważył.
- Już się tak nie zakrywaj. – zaśmiał się, a ona zmroziła go wzrokiem. – Całkiem nieźle wyglądasz. – dodał.
- Dzięki. – odpowiedziała zaskoczona. – Co tu robisz Malfoy?
- Domyślam się, że to samo, co ty. – odpowiedział. – Wysyłam list. – dodał, patrząc na jej dość głupawą minę.
- Tak wcześnie? – zadała pierwsze pytanie, jakie tylko zdążyło przyjść jej do głowy. Jego obecność trochę ją peszyła.
- Granger przyzwyczaj się. – pokazał jej rząd śnieżnobiałych zębów.
- Do czego niby? – nie wiedziała, o co mu chodzi.
- Że teraz będziesz widywała mnie codziennie. Więc może postaraj się przy każdym spotkaniu nie pytać mnie, co tutaj robię, dobra? – zaśmiał się. – Jestem uczniem, tak samo jak ty, więc mogę włóczyć się po zamku, ile tylko chcę.
- Yyy.. – nie wiedziała, co odpowiedzieć. Krzyknęła na siebie z wrogością w myślach i nagle szczęśliwie odzyskała mowę. – Niestety będę musiała cię oglądać codziennie. – zmierzyła go spojrzeniem, jednak jemu nadal z twarzy nie schodził kpiący uśmieszek.
- Z radością będziesz mnie oglądać codziennie. – nagle zaczął zbliżać się w jej stronę.
- Twoje niedoczekanie Malfoy. – zaśmiała się ironicznie, jednak przeraziło ją to, że chłopak jest coraz bliżej niej.
- Jesteś tego pewna? – teraz stał bardzo blisko, naprzeciwko niej.
- Zdecydowanie! – odpowiedziała z udawaną pewnością.
- Zamknij oczy.
- Co?! – prawie krzyknęła.
- Zamknij oczy. – powtórzył.
- Ani mi się śni!
- W takim razie pomyśl życzenie.
- Malfoy o co ci chodzi? – zrobiła dwa kroki w tył, jednak napotkała ścianę. On od razu podążył za nią.
- Pomyśl życzenie. – znów powtórzył i jeszcze bardziej się zbliżył.
- Ty nienormalny jesteś! – krzyknęła, wyminęła chłopaka i zbiegła po schodkach na korytarz, zostawiając  go samego na górze.
                W bardzo szybkim tempie dotarła do Pokoju Wspólnego. Weszła do dormitorium i zauważyła, że jej współlokatorki już nie śpią. Przywitała się z nimi, zdjęła bluzę i rzuciła się na łóżko, zasuwając kotary. Położyła się na wznak i zamknęła oczy. Po chwili poczuła że ktoś siada na jej posłaniu. Otworzyła jedno oko i zauważyła, że to Ginny.
- Co jest? – spytała Ruda.
- Wszystko w porządku. – odpowiedziała, siadając.
- Na pewno? – przyjaciółka chciała się upewnić.
- Tak. – uśmiechnęła się, patrząc na nią. – Byłam tylko w sowiarni, wysłać list Cam.
- Okej. – powiedziała i już chciała wstawać. – O Hermiono! – zawołała nagle. – Zamknij oczy.
- Co-oo? – prawie zakrztusiła się własną śliną.
- Zamknij oczy! – domagała się Ruda, więc Hermiona szybko zacisnęła powieki. – Pomyśl życzenie.
- O co Ci cho.. – zaczęła.
- Nic nie gadaj, tylko myśl!
                „Chcę znów się zakochać, chcę znów się zakochać, chcę znów się zakochać. – powiedziała do siebie w myślach. Zakochać się w nim. – dodał cichutki głosik w jej głowie.”
- Już. – powiedziała do Gin. Nagle usłyszała trzask i poczuła pulsujący ból w policzku. – Zwariowałaś?! – krzyknęła na przyjaciółkę.
- Miałaś rzęsę na policzku. – zaśmiała się Ruda. – W magicznym świecie jest taki przesąd, nie wiedziałaś?
- Wszyscy powariowaliście! – powiedziała dobitnie, zrzuciła Ginny z łóżka i sama wstała, szybko udając się do łazienki. Tak naprawdę czuła się głupio, przez sytuację w sowiarni.
                Na śniadanie zeszła w bardzo złym humorze. Dłoń Panny Weasley zostawiła ślad na policzku Hermiony. Nawet sama Ruda nie zdawała sobie sprawy, że uderzyła przyjaciółkę aż z taką siłą. Przepraszała ją dziesięć razy, jednak Panna Granger była nieugięta. Posiłek zjadła sama, a następnie udała się do lochów na lekcję eliksirów wpatrując się tylko w swoje buty.
Pod salą stało już trochę osób. Przywitała się ze znajomymi i stanęła pod ścianą. Po chwili zobaczyła zbliżającego się Malfoya i w ciągu ułamka sekundy spuściła głowę. On niestety ją zauważył i stanął obok.
- Co tam Granger? – spytał.
- Dasz mi dzisiaj spokój Malfoy? – spytała ze złością, nie patrząc na niego.
- Co cię ugryzło Granger? – uwielbiał mówić do niej po nazwisku. Hermiona nie wytrzymała i ponownie dzisiejszego dnia zmroziła go spojrzeniem, a on widząc jej twarz wybuchł śmiechem na cały korytarz.
- Zamknij się kretynie! – szturchnęła go.
- A trzeba było myśleć to życzenie w sowiarni, ja bym cię tak mocno nie potraktował. – powiedział, cały czas się śmiejąc.
- Zamilcz. – powiedziała groźnie.
- Dobra, dobra, nie bij. – odpowiedział jej i odszedł w stronę Zabiniego.
                 Po eliksirach Gryfoni mieli Zaklęcia, na szczęście nie ze Ślizgonami. Hermiona miała dość kretyńskiej miny Malfoya, który wpatrywał się w nią z kpiną przez całe zajęcia Eliksirów. Była wściekła. Humor miała jeszcze gorszy niż po spotkaniu z nim w sowiarni. Postanowiła nie iść na obiad i po Zaklęciach udała się do Pokoju Wspólnego, żeby usunąć ślad z policzka. Gdy w końcu jej się udało, nastrój miała odrobinę lepszy. Z lekkim uśmiechem udała się pod salę Obrony Przed Czarną Magią. Była pozytywnie nastawiona.
- Witam Was kochani. – z uczniami przywitała się profesor Hollis. – Dzisiaj będziemy pracować w parach. – powiedziała.
                Przyjaciółki spojrzały na siebie i uśmiechnęły się. Hermiona już nie miała nic za złe Rudej, więc ucieszyła się, że będą ćwiczyć razem.
- Wiem, że większość już potrafi to robić, ale trochę powtórki nikomu nie zaszkodzi. – kontynuowała nauczycielka. – Będziemy rzucać uroki.
- Nie masz ze mną szans! – szepnęła do ucha przyjaciółki Ginny.
- Żebyś się nie zdziwiła. – Hermiona nie była jej dłużna.
- Jednak waszym partnerem nie będzie kolega z ławki. Troszeczkę się pozamieniamy. – dziewczynom nieco zrzedły miny. – Jest nas nieparzyście, więc jedna osoba będzie ćwiczyć ze mną.
                Po paru chwilach Ginny siedziała obok Zabiniego, Harry obok Neville’a, a Ron koło Pansy. Pięć minut później zostało jedynie trzech uczniów bez pary. Hermiona, Draco i Lavender Brown.
                Gryfonka z niedowierzeniem patrzyła na Ślizgona, który wpatrywał się w nauczycielkę z rozmarzeniem. Jeszcze bardziej zdziwiło ją to, że Hollis nie pozostaje mu dłużna. Wiedziała, już jakie będą pary i to sprawiło, że znów miała zły humor.
- Myślę, że lepiej z urokami poradzi sobie Pan Malfoy niż Panna Granger, więc dziewczyny będą ćwiczyć razem. – skończyła podział profesor Hollis.
                Nagle w klasie wszyscy zamilkli i na zmianę wpatrywali się i w Hermionę i w nową profesorkę. Nikt z nauczycieli nigdy nie powiedział, że Hermiona jest gorsza od Draco. Nawet jeśli Barbara Hollis była tu nowa, to musiała wiedzieć, że Panna Granger jest najlepszą uczennicą w całej szkole. Gryfonka zrobiła się czerwona ze złości, a Malfoyowi z twarzy nie schodził uśmiech. Bawiła go wściekłość Hermiony.
- Proponuję to sprawdzić. – odezwała się Panna Granger.
- Słucham? – Profesor Hollis myślała, że się przesłyszała.
- Sprawdzić, czy faktycznie jestem gorsza od Malfoya. – powiedziała ze zdecydowaniem.
- Nie ma takiej potrzeby Panno Granger. – nauczycielka uśmiechnęła się ze sztucznością.
- Jednak nalegam. Udowodnię pani, że tak nie jest.
- Podważasz moje zdanie Granger? – Hollis nie znosiła, gdy ktoś jej się przeciwstawiał.
- Po prostu chcę pani pokazać, co potrafię.
- Masz zamiar się popisywać Granger? – była coraz bardziej zła.
- Nie. Chcę tylko zmierzyć się z Malfoyem. – zarówno Hermiona jak i Hollis powoli podnosiły głos.
- Daj spokój Miona. – szeptem powiedziała do przyjaciółki Ginny.
- Proszę ćwiczymy. Granger wracaj do Brown. A ty Weasley do Zabiniego.
- Chcę ćwiczyć z Malfoyem! – Hermiona krzyknęła.
- Nie będziesz ćwiczyć z Malfoyem! – krzykiem odpowiedziała jej profesorka.
- W takim razie nie będę ćwiczyć wcale! – skończyła Hermiona i udała się w stronę drzwi.
                Cała klasa wstrzymała oddech. Panna Granger nigdy się tak nie zachowywała. Szanowała nauczycieli, nawet gdy nie byli oni zbyt sympatyczni.
- Szlaban Granger! – wydarła się na całe pomieszczenie Barbara Hollis.

- Nie ma sprawy. – rzuciła w jej stronę Hermiona i z hukiem trzasnęła drzwiami klasy, a na korytarzu dotarło do niej, jak bardzo nienawidzi tej kobiety.



Spóźnione życzonka świąteczne moje kochane czytelniczki! :) wszystkiego dobrego dlas Was ;* czytajcie, komentujcie, bądźcie ze mną! Pozdrawiam! :)

Maja.

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 5.

               Stała na środku zimnego korytarza w lochach. Naprzeciwko niej znajdował się blondwłosy chłopak, który przyglądał jej się z uwagą. Przez jej ciało przeszły lekkie dreszcze.
- Co robisz tu na dole Granger? – spytał z kpiną w głosie.
- Co robisz w Hogwarcie Malfoy? – odgryzła się bez zastanowienia.
- Wydaje mi się, że to samo co ty. – odpowiedział spokojnie. – Kończę ostatnią klasę po terminie.
- Nie spodziewałam się ciebie w szkole.
- A ja ciebie w lochach. – zaśmiał się z ironią. – Więc co tu robisz Granger?
- Nie twoja sprawa. – nie chciała z nim dyskutować, więc rzuciła mu ostatnie słowa, odwróciła się i odeszła.
                Nogi miała jakby z waty. Nie wiedziała, czym to jest spowodowane. No cóż.. Wiedziała, jednak nie chciała się przyznać do tego przed samą sobą. Choć to mogło wydawać się dziwne i dość głupie, odsiadka w Azkabanie sprawiła, że Malfoy był jeszcze przystojniejszy. Przez całe życie szczerze go nienawidziła, w tym momencie był jej całkowicie obojętny, jednak nigdy nie mogła powiedzieć, że był brzydki, niegodny zainteresowania. Nie spodziewała się go w Hogwarcie, nie sądziła, że byłemu więźniowi pozwolą kontynuować naukę. Nagle w jej głowie pojawił się obraz jego wypełnionych smutkiem oczu, które pamiętała z dnia rozprawy w Ministerstwie. Mimo, że minęło już trochę czasu, nie mogła wyrzucić ich z pamięci. A teraz będzie je oglądać codziennie. Odczuła jakąś ulgę i przeraziło ją to uczucie. Odrzuciła szybko od siebie myśli i już pewnym krokiem przemierzała korytarz.
- Granger! – doszedł ją głos zza pleców, jednak nie odwróciła się i jeszcze bardziej przyspieszyła krok. – Hej Granger! – powtórzył.
- Czego chcesz? – zawołała z daleka, odwracając się.
- Dzię.. – zaczął, jednak po chwili przerwał. – Nie, nic. Śpij dobrze Granger! – rzucił w jej stronę i odszedł w przeciwnym kierunku.
                Chciał jej podziękować, jednak stchórzył w ostatnim momencie. Tak naprawdę nic jej nie zawdzięczał, a nawet był winny temu, że była torturowana w Malfoy Manor. Chciał ją też za to przeprosić. Hermiona była inteligentna i wiedziała, że nikt nie mógł wtedy nic zrobić, bo to Bellatrix była górą. Malfoy zdawał sobie sprawę z tego, że w Ministerstwie chciała o tym powiedzieć, jednak jej nie pozwolono. Musiał się dowiedzieć dlaczego to zrobiła. Czy zmieniła do niego stosunek? Może nie chowa już urazy? Może mogłaby go polubić?
„Ach zamknij się Draco! – krzyknął do siebie w myślach. – Mimo końca walki, to nadal Granger. Szlama Granger! To nie osoba, która w jakikolwiek sposób mogłaby zmienić coś w twoim życiu. To tylko szlama Granger! – powtórzył. – Ale piękna szlama Granger. – odezwał się jeszcze cichutki głosik w jego głowie. – Koniec! – postawił kropkę w swoich myślach, wszedł do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, nie zatrzymując się, udał się prosto do swojego dormitorium.”
                Hermiona natomiast powoli zbliżała się do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Gruba Dama rozzłościła się, gdy dziewczyna ją obudziła, jednak pokazała to tylko grymasem na twarzy. Panna Granger weszła do pomieszczenia i od razu zauważyła siedzących nadal przy kominku przyjaciół. Ginny już trochę przysypiała, a Harry z Ronem grali w szachy.
- No w końcu jesteś. – ucieszył się Neville.
- Gdzie butelki? – Ron od razu zauważył puste ręce dziewczyny.
- Nie ma piwa, musimy przełożyć to na inny dzień. – z udawanym smutkiem w głosie powiedziała Hermiona.
- Czyli czekałam tu na darmo?! – Ginny zawsze była lekko wybuchowa.
- Nie na darmo. – uspokoiła ją przyjaciółka. – Mam dla was informację, która może trochę was zaskoczyć.
- Coś się stało? – zapytał ją Harry.
- Nie zgadniecie, kogo spotkałam w lochach.
- Pewnie jakiegoś Ślizgona. – zaśmiał się z ironią Ron. Był zły, że nie ma piwa.
- Zabiniego? – spytał Neville.
- Pudło. – odpowiedziała.
- Pansy? – odezwała się Ginny.
- Pudło. – powtórzyła.
- No to nie wiemy. Mów szybko. – Harry zniecierpliwił się.
-  Malfoya.
                Twarze jej przyjaciół nagle zmieniły się. Ruda skrzywiła się z niesmakiem, Neville zbladł. Harry z Ronem wymienili tylko niespokojne spojrzenia.
- Żartujesz? – spytała Panna Weasley.
- Wpuścili więźnia z Azkabanu do szkoły?! – jej brat nie krył zdenerwowania.
- McGonagall zwariowała. – dodał Harry. – Przecież on może być niebezpieczny.
- Został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. – przypomniała im Hermiona.
- Ale siedział w Azkabanie. – powiedział Neville.
- Ale jednak tylko trzy miesiące. Ma takie samo prawo do uczenia się, jak my. – dodała jeszcze.
- Bronisz go?! – krzyknął na nią Ron.
- Taa, bronię. – skrzywiła się. – Dajcie spokój. Powiedziałam wam o tym tylko dlatego, żebyście jutro na śniadaniu się nie zdziwili. A teraz idę spać. Idziesz Gin? – spytała przyjaciółkę.
- Idę. – odpowiedziała. – Dobranoc.– pożegnała się.
- Śpijcie dobrze. – pożegnał je Neville i od razu wdał się w dyskusję z chłopakami na temat powrotu Malfoya do szkoły.
                Dziewczyny weszły do dormitorium uczennic z siódmego roku. Niby nic się nie zmieniło, jednak łóżek było więcej. Do dziewcząt z rocznika Ginny dołączyły trzy starsze koleżanki. Oprócz Hermiony była to Parvati Patil i eks dziewczyna Rona, Lavender Brown. Przyjaciółki szybko przebrały się w piżamy i weszły do łóżek, które znajdowały się obok siebie. Panna Granger chciała pogadać z Rudą o spotkaniu z Draco, jednak bardzo szybko zasnęła.
                Następnego ranka obie wstały w bardzo dobrych humorach. Były zaskoczone, że same rwą się do nauki, do nowych zajęć. Z radością założyły szkolne szaty i udały się do Wielkiej Sali na śniadanie. Po drodze spotkały mnóstwo znajomych, z którymi witały się wesoło. Przy stole usiadły obok Harry’ego i Rona.
- Dzień dobry! – zawołała Panna Granger.
- Cześć, cześć. – odezwał się Potter.
- A wy z czego się tak cieszycie? – Ron omiótł je wzrokiem.
- Dobry humor po pro.. – zaczęła Ginny, jednak ktoś jej przerwał.
- Cześć! – usiadł przy nich zdyszany Neville. – Była już poczta?
- Nie, pewnie zaraz będzie. – odpowiedział mu Harry.
                Hermiona nałożyła sobie na talerz dwa tosty z dżemem. Ucieszyła się, gdy zobaczyła na stole dzbanek z kawą zbożową. Nie była to mocne expresso, od którego uzależniła się w wakacje, jednak to musiało wystarczyć. Nalała sobie płyn do dużego kubka i zaczęła jeść. Po chwili między stołami zaczęli przechodzić opiekunowie domów, rozdając plany. Od tego roku opiekunem Gryfonów miał być nikt inny, jak Hagrid, nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Przejął tę funkcję od profesor McGonagall, która zgodziła się nadal nauczać Transmutacji, jednak jej obowiązki dyrektora przeszkadzałyby w opiece nad uczniami Gryffindoru.
                Dziewczyna rzuciła okiem na pergamin podany jej przez Hagrida. Tuż po śniadaniu Zielarstwo z Puchonami, następnie Zaklęcia z Krukonami, a po obiedzie Obrona Przed Czarną Magią niestety ze Ślizgonami. Popatrzyła na plan przyjaciół i z radością odkryła, że wszystkie zajęcia mają razem. Tylko na Runy będzie musiała chodzić sama, ponieważ reszta nie miała tego przedmiotu w grafiku. Przeraziła ją jedynie myśl, że zajęcia z opiekunem domu są obowiązkowe, więc każdej środy będą musieli meldować się na skraju Zakazanego Lasu przy chatce Hagrida.
- Patrzcie poczta! – zawołał Neville, przekrzykując huk, jaki zrobiły sowy.
                Hermiona ze spokojem nadal konsumowała śniadanie, nie spodziewając się żadnych wiadomości. Do rodziców obiecała napisać sama dopiero po tygodniu nauki, a na ostatni list Cam nawet nie zdążyła odpisać. Zdziwiła się, kiedy przed jej talerzem usiadły dwie sowy. W jednej rozpoznała Holly, więc poklepała ją po łebku, odwiązując list. Druga sowa była szarobura. Nie wiedziała, do kogo należy. Odwiązała drugi list, dała obu sowom krakersy, po czym zwierzęta odleciały.
- No no Hermiono. – zaśmiała się Ginny. – Pierwszy dzień szkoły a ty już dwóch adoratorów masz?
- Daruj Gin. – Hermiona puknęła przyjaciółkę w czoło. – Ten jest od Cam, poznaję pismo. – chwyciła w rękę jedną kopertę. – A ten nie wiem. – wzięła drugą i to ją pierwszą otworzyła.
                Prześledziła szybko wyrazy na pergaminie. Jej twarz niczego nie wyrażała. List był dość długi. Prawie cała jedna strona. Po trzydziestu sekundach skończyła, zgniotła papier w ręce i podpaliła go zaklęciem.
- Czyś ty zwariowała? – zdziwiła się Ginny.
- Nie. – odpowiedziała spokojnie Hermiona z uśmiechem.
- Od kogo był ten list? – spytał Harry.
- A jak myślisz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- George? – teraz spytała Ruda.
- Dokładnie. – odpowiedziała. – Nie będziemy o tym rozmawiać. Chodźcie na Zielarstwo, bo jeszcze chwila i się spóźnimy.
                Poranne zajęcia minęły im bardzo szybko. Zarówno profesor Sprout, jak i profesor Flitwick, z uporem trzy razy przypomnieli im, że na końcu roku czeka ich najważniejsze egzaminy, czyli owutemy. Oni jednak nie dopuszczali na razie tych myśli do głowy. Bardziej interesowali się nowym sezonem Quidditcha, wypadem do Hogsmeade, czy Nocą Duchów.
                Po obiedzie wraz ze Ślizgonami udali się na trzecie piętro do klasy Obrony Przed Czarną Magią. Hermiona z Ginny usiadły za Harrym i Ronem, jednak na ich nieszczęście, miejsca za nimi zajęli Draco i Zabini. Hermiona przez pół dnia wymieniła z Draco tylko dwa spojrzenia. Jedno na śniadaniu, a drugie na dziedzińcu. Nie przywitał się z nią, ona też tego nie zrobiła. Nie zmroził jej jednak swoim wzrokiem, co bardzo ją zaskoczyło. Popatrzył tylko z obojętnością, a ona odwdzięczyła się tym samym.
- Witajcie kochani. – przy katedrze pojawiła się nauczycielka. Ubrana była w jasną szatę, która idealnie komponowała się z jej czarnymi jak sadza włosami i zielonymi oczami. Była piękną kobietą. – Nazywam się Barbara Hollis i w tym roku będę uczyć was Obrony Przed Czarną Magią. Wiem, że mieliście zawirowania z profesorami tego przedmiotu, jednak mam nadzieję, że uda mi się doprowadzić was do końca roku. Muszę wam niestety przypomnieć, że w czerwcu czekają was najważniejsze egzam..
- To jest nowa psorka? – Hermionę doszedł szept Malfoya.
- Dobra, nie? – odpowiedział mu Zabini.
- Stary.. – Blondyn westchnął. – Przecież ona jest niewiele od nas starsza.
- Trzy lata temu skończyła Beauxbatons.
- No co ty? Idealnie! – ucieszył się.
- Podoba ci się? – Blaise zaśmiał się. – Draco, ale to jednak psorka.
- Mówisz tak, jakbyś mnie nie znał.
                Hermiona z Ginny wymieniły spojrzenia. Nie były zbytnio zaskoczone usłyszaną rozmową. Pannę Granger jednak coś boleśnie ścisnęło w środku.
- To będzie długi rok. – szepnęła do Rudej.
- I niesamowicie ciekawy Granger. – odpowiedział jej nie kto inny, jak Draco Malfoy.



Proszę o komentowanie i gorąco pozdrawiam! :)

Maja.


środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 4.

- Gdzieś ty była? – Hermiona zdziwiła się, że jej przyjaciółka jeszcze nie śpi. Właśnie wróciła do Nory cała zmarznięta, a Ginny czekała na nią przy stole w kuchni.
- Gin, dlaczego nie śpisz? – dziewczyna odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Obudziłam się, a ciebie nie było. Wystraszyłam się. Już chciałam budzić chłopców. Wszystko w porządku? – spojrzała prosto w jej oczy.
- Tak, nie martw się. Byłam na cmentarzu. Po.. – zawiesiła głos i głośno przełknęła ślinę. – Pożegnać się z Fredem. – dokończyła.
- Chcesz o tym pogadać? – Rudą nie zdziwiła jej odpowiedź.
- Nie, nie. – zaprzeczyła. – Zobacz, która godzina! Chodźmy spać. Jutro Hogwart. – uśmiechnęła się na samą myśl, złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła na górę, do ich tymczasowo wspólnej sypialni. 

***
         Stanął przed ciemną, mroczną rezydencją. Jego ciało cały czas przechodziły lekkie dreszcze. Ale nie było to uczucie zimna. Zdziwił się temperaturą, jaka panowała na dworze. W Azkabanie było zdecydowanie chłodniej. Niedbale przeczesał dłonią włosy i wszedł na szerokie, marmurowe schody. Stanął przed metalowymi drzwiami. Zastanowił się, czy zapukać.
„Przecież to mój dom! – pomyślał. – Dom zła. Dom cierpienia, braku miłości. Ale jednak dom. Tu spędziłem całe dzieciństwo, które tylko momentami było do przeżycia. Wtedy, gdy nie było ojca. Lucjusz.. Tak naprawdę obcy człowiek, ale jednak ojciec. Siedzi w Azkabanie, był w celi obok. Ani razu nie zawołał. Do swojego syna. Przecież jestem jego jedynym synem!”
W jego sercu rozlała się cała gorycz. Nienawiść. Wściekłość. Na niego. Na ojca, który zmarnował mu życie. Wiedział jednak, że w tym domu go nie ma. Pchnął drzwi i wszedł do środka.
Na pierwszy rzut oka przestronny hol wyglądał tak, jak pamiętał. Kafle na podłodze, przykryte ciemnozielonym dywanem. Portrety przodków na ścianach, przerażająca cisza i chłód. Wszedł do kuchni. Tu też nie było inaczej. Czarne meble, zasunięte okna. Szybko wyszedł z pomieszczenia. Przeszedł korytarzem i otworzył wielkie podwójne drzwi prowadzące do salonu. Uderzyło go ciepło. Przyjemne ciepło. Na początku nikogo nie zauważył. Po chwili jednak dostrzegł blondwłosą postać siedzącą do niego tyłem na kanapie przy, o dziwo, wesoło trzaskającym kominku. 
- Witaj matko. – powiedział głośno, pewnym głosem.
- Draco? – odezwała się szeptem. – Draco? – powtórzyła głośniej.
- Tak, to ja. – odpowiedział.
Kobieta zerwała się z siedzenia. Odwróciła się na pięcie w stronę jej jedynego dziecka. Draco przyjrzał jej się dokładnie. Jej niebieskie oczy, pełne bólu, ale też zrozumienia i akceptacji teraz zaszkliły się łzami. Rzuciła się chłopakowi na szyję, czule go ściskając. On zastygł ze zdziwienia. To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Odwzajemnił gest.
- A ojciec? – spytała po chwili, odrywając się od niego.
- W Azkabanie, przecież wiesz. – odpowiedział. – Pójdę do siebie. – jak najszybciej chciał stamtąd wyjść.
- Nie Draco, zaczekaj, porozmawiaj ze mną. – próbowała go zatrzymać.
- Nie matko, jestem zmęczony. Dobranoc. – rzucił jeszcze w jej stronę i udał się w stronę schodów.

***
Cały czas biegła. Nie zatrzymywała się. Jej czarna sukienka była pozadzierana, a bose stopy poranione. Czuła wrogi oddech tuż za sobą. Przyspieszyła tempa. Nie rozglądała się. Było ciemno, przerażająco ciemno. I wilgotno. Słyszała kroki. Nagle potknęła się o konar. Ktoś się na nią rzucił. Przewrócił ją na plecy, przygniótł jej ciało swoim. Mocno zacisnęła powieki. Ze strachu. Nie chciała widzieć napastnika. W końcu jednak nie wytrzymała. Otworzyła oczy. Pochylała się nad nią postać w czarnej pelerynie i głęboko zaciągniętym kapturze. Chciała krzyknąć, jednak postać przyłożyła swoją dłoń do jej twarzy. Była ciepła, a to zdezorientowało dziewczynę. Nagle napastnik zsunął kaptur drugą ręką. Pierwsze, co zauważyła to stalowoszare, zimne oczy.

***
Otworzył drzwi do swojej sypialni. Od razu było widać, że to pokój Ślizgona. Zielono-srebrne barwy dominowały w każdym kącie pomieszczenia. Łóżko przyozdobione  Łóżko przyozdobione było srebrnymi wężami. Ogarnęła go melancholia. Podszedł do biurka. Wszystko było tu takie same, jak zostawił. Zdziwiła go jednak koperta, leżąca po lewej stronie. Wziął ją do ręki i rozpoznał pieczęć Hogwartu. Szybko otworzył kopertę.

Szanowny Panie Malfoy,
Mamy przyjemność poinformowania Pana, o możliwości kontynuowani nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia dla ucznia siódmego roku.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. 
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall, dyrektor.

Szybko zgniótł pergamin i wrzucił go do kosza znajdującego się pod biurkiem. Zdjął szatę i rzucił się na łóżko.
„Hogwart.. – pomyślał. – Po co komu Hogwart? Więzień z Azkabanu w Szkole? Stara McGonagall chyba zwariowała! Przecież wszystko się zmieniło! Nic już nie będzie jak dawniej. Ani mi się śni tam wracać!” 
Śmiał się jeszcze chwilę w myślach z profesorki, która wpadła na tak głupi pomysł, by ponownie przyjąć go do szkoły. Jego.. Przecież był Śmierciożercą. Nie z własnego wyboru, ale jednak. Mimo, że Voldemort nie żył, to ta sprawa już zawsze będzie nad nim wisiała. Po paru minutach zasnął.

***
Obudziła się nagle, kompletnie nie pamiętając, co jej się śniło. Otworzyła oczy, jednak bardzo szybko je zamknęła. Oślepiły ją ostatnie letnie promienie. Przeciągnęła się i wyszła z łóżka. Rozejrzała się po pokoju. Dwa kufry stały przygotowane tuż przy drzwiach. Uśmiechnęła się na ich widok. Odwróciła głowę w prawą stronę, gdzie spała Ginny. Widać było jedynie rudą czuprynę. Podeszła do posłania dziewczyny i pochyliła się.
- Wstawaj śpiochu! – krzyknęła tak głośno, że Ruda aż podskoczyła z przerażenia. 
- Zwariowałaś? – oburzyła się Ginny.
- Hogwart, Hogwart, dzisiaj Hogwart. – Hermiona nie zważyła nawet na złość przyjaciółki. – Wstawaj, nie marudź. – odpowiedziała. – Cieszysz się?
- Że moja przyjaciółka ma nie po kolei w głowie i się drze od samego rana? Nie. Nie cieszę się.
- Oj Gin. O Hogwart mi chodzi.
- Mam się cieszyć, że wakacje się skończyły? – Ruda spojrzała na Pannę Granger.
- No tak. – ta odpowiedziała jej z uśmiechem.
- Panna Kujon Granger wraca. – westchnęła tylko Ginny, założyła na siebie szlafrok i udała się do łazienki.
Hermiona jedynie wzruszyła ramionami. Ze swojej torby wyciągnęła pióro, a z szuflady Rudej wyciągnęła kawałek pergaminu. Zaczęła pisać.

Kochana Cam!
Wszystko u mnie w jak najlepszym porządku. 
Zaraz jedziemy na dworzec. Już nie mogę doczekać się Hogwartu.
Okropnie za Tobą tęsknię.
Odezwę się, jak będę na miejscu.
Widzimy się na święta! 
Całuski!
Hermiona.

Hermiona przywołała swoją sówkę i przywiązała do jej nóżki list. To Camili będzie jej w szkole najbardziej brakowało. Podobałoby jej się w Hogwarcie, ale niestety. Dziewczyna nie miała takiego szczęścia i musiała chodzić do zwykłego, mugolskiego liceum. Poczekała aż Ginny wyszykuje się do wyjścia i razem zeszły na dół, targając po schodach swoje kufry.
Droga na King’s Cross i podróż pociągiem minęła wszystkim bardzo szybko. Przyjaciele witali się czule, znajomi wymieniali miłe pozdrowienia. Niby wszystko było takie same, a jednak zupełnie inne. Wszędzie jednak przeważały uśmiechnięte twarze.
W Hogsmeade przywitał ich Hagrid, wołający pierwszorocznych, a w Wielkiej Sali profesor McGonagall. Sklepienie było dziś przepiękne. Wypełnione setkami gwiazd. Tak, jakby mówiło, że będzie to wspaniały rok. O tym samym zapewniła ich też Tiara Przydziału. Skrzaty, jak zwykle spisały się na medal, przygotowując przepyszne posiłki. Atmosfera całej uczty była ciepła i przyjazna. Przywitali nową nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią, profesor Barbarę Hollis. Była to szczupła, piękna, czarnowłosa czarownica o ciemnozielonych oczach. Wielu uczniów już po cichu wzdychało do niej za pucharami z sokiem dyniowym, a dziewczęta przyglądały się im z lekkim zażenowaniem.
Po uczcie Hermiona, jako cały czas prefekt Gryfonów, oprowadziła pierwszaków po Pokoju Wspólnym, przekazując wszystkie zasady i pokazując dormitoria. Później dołączyła do przyjaciół, siedzących przy kominku. Ginny ziewnęła przeciągle.
- Idziemy spać? – zapytała resztę.
- Nie, za wcześnie. – zaprzeczył jej brat.
- Zmęczony jestem. – odezwał się Harry.
- A co powiecie na toast za rozpoczęcie nowego roku? – spytał Neville.
- A mamy coś? – z nadzieją zapytał Ronald.
- No nie.. – odpowiedziała Ginny. – Chodźcie spać! – próbowała ich namówić.
- No Ginny, przestać. – zatrzymała ją Hermiona. – Przyniosę parę butelek kremowego piwa.
- Niby skąd je weźmiesz? – spytał ze zdziwieniem Harry.
- W ogóle we mnie nie wierzysz Potter. – zaśmiała się i ruszyła w stronę portretu Grubej Damy. – Zaraz wracam. – uśmiechnęła się jeszcze w ich stronę.
           Wiedziała, jak zdobyć napoje w Hogwarcie. Ten sposób pokazał jej Fred. Szła pewnym krokiem w stronę lochów. Tylko tam to było możliwe, nie licząc kuchni, ale do skrzatów wolała się nie zbliżać. Nie były chętne na rozdawanie kremowego piwa. 
Schodziła coraz niżej. Było coraz zimniej. Miała na sobie jedynie cienkie beżowe legginsy i czarną bokserkę. Żałowała, że nie wzięła ze sobą bluzy. Nagle usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się.
- No no no. – odezwał się głos. – Kogo my tu mamy. – postać omiotła ją spojrzeniem od stóp do głów. 
- Witaj Malfoy. – powiedziała pewnym siebie głosem. 
- Cześć Granger. – odpowiedział jej. 


Wybaczcie, ze tak długo to trwało. Następny będzie szybciej, obiecuje. Pozdrawiam :)

Maja.

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 3.

                Gdy wchodziła po schodkach do ogrodu Billa i Fluer goście powoli siadali do stołu. Przywitała się jeszcze z tymi, którzy najpóźniej przybyli i zajęła miejsce między Ginny i Ronem. Rozejrzała się dookoła i od razu do głowy przyszła jej jedna myśl.. Jak bardzo ci ludzie są teraz szczęśliwi. Na ich twarzach malował się uśmiech i spokój. Oczy błyszczały, a policzki były zaróżowione. Rzuciła spojrzenie w lewą stronę, prosto na Ginny. Długie rude włosy, porcelanowa cera, brązowe, jasne oczy. Ruda zauważyła jej spojrzenie i uśmiechnęła się promiennie. Teraz Hermiona spojrzała w prawą stronę i  dojrzała Lunę z Neville’m. Pomachała im lekko. Wyglądali tak radośnie, trzymając się za ręce. Tuż obok nich siedział George, który uważnie spoglądał w stronę brązowowłosej. Hermionie w ciągu sekundy zrzedła mina i odwróciła wzrok. Nie mogła wytrzymać tego spojrzenia. Tych pustych oczu.
                To od razu uświadomiło jej, jak wielu przyjaciół nie ma już wśród nich. Lupin i Tonks. Para, która według niej pasowała do siebie jak ulał. Uzupełniali się w każdej sytuacji, akceptowali swoje wady, przezwyciężali problemy i przeszkody. Przypomniała sobie, że na ich pogrzebie obiecała matce Nimfadory niedługo odwiedzić Teddy’ego. „Zrobię to w tygodniu. – pomyślała.” Koło Kingsleya zawsze siedział Szalonooki Moody. Jego też już nie było wśród żywych. Podejrzliwy czarodziej, można było czasem mówić, że postradał zmysły, ale jednak zawsze odważny, zawsze walczący za dobro. Jej spojrzenie napotkało Harry’ego. Widok przyjaciela od razu nasunął jej myśl o Syriuszu i Dumbledorze. Jedne z najważniejszych postaci całego Zakonu Feniksa. Black był jak członek rodziny, a dyrektor Hogwartu dla wszystkich magicznych ludzi był autorytetem. Pamiętała, że jako mała dziewczynka chciała mu dorównać umiejętnościami i wiedzą. No i Fred.. Jej przyjaciel, jej zauroczenie z szóstego roku. Tęskniła za nim. Potwornie tęskniła za jego pogodnymi oczami, dobrym humorem, ciepłymi dłońmi i czułymi pocału..
- Witam wszystkich! – jej rozmyślania przerwał gospodarz domu, Bill. – Chciałbym wam wszystkim podziękować za przybycie. Cieszymy się, że jesteście z nami w tym ważnym dniu.
- Dziękujemy! – dołączyła się Fluer.
- Za Fluer i Billa. – zawołał Pan Weasley, podnosząc kielich wypełniony winem.
- Za Fluer i Billa! – powtórzyli wszyscy, wznosząc toast.
- A teraz jedzcie i bawcie się dobrze. – powiedziała jeszcze Fluer i wszyscy zajęli się nakładaniem potraw na talerze.
                Hermiona nałożyła sobie na talerz porcję pieczonej wołowiny i trochę ziemniaczków. Zjadła wszystko z apetytem. Gdy powoli zapadał zmrok, rozbrzmiała muzyka. Pierwsze pary sunęły po parkiecie w rytm melodii.
- Co powiecie na zejście na plażę? – zapytała przyjaciół Ginny. – Chyba mamy trochę do nadrobienia, nie?
- Tak, jasne. – odpowiedziała Hermiona, bo zdawała sobie sprawę, że to o nią chodzi.
- To chodźmy. – rzucił jeszcze Ron i wszyscy razem wstali od stołu.
                Słońce właśnie zachodziło. Widok był przepiękny. Pomarańczowe promienia odbijały się w tafli wody. Przez chwilę milczeli, rozkoszując się tym zjawiskiem. Mewy krążyły nad wodą, „krzycząc” głośno. Pannie Granger podobało się tutaj. W tym momencie zaczęła żałować, że lato już się kończy.
- No więc? – milczenie przerwał jak zwykle niecierpliwy Ronald.
- Więc co? – zapytała zdziwiona Hermiona, obudzona jakby ze snu.
- Jakieś tłumaczenie? – nie patrzył na nią z zadowoloną miną.
- Chodzi wam o wakacje, tak?
- No tak. – dołączył Harry. – Dlaczego cię z nami nie było? Dlaczego w ogóle się nie odzywałaś? Co się działo?
- Szczerze? – Panna Granger westchnęła. – Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
- Czyli to było tylko twoje widzimisię? – Ron nie krył zdenerwowania i lekko podniósł głos.
- Uspokój się, stary. – pohamował emocje przyjaciela Harry.
- Nie będę ukrywać, że spędziłam miłe wakacje. Dobrze się bawiłam. – dziewczyna patrzyła w piasek, było jej głupio.
- Kiedy my cierpieliśmy po stracie Freda, ty tak po prostu imprezowałaś, spędzałaś czas ze znajomymi, bawiłaś się? – Ron był wściekły.
- Tak właśnie było. – odpowiedziała. – Nie patrzcie tak na mnie! – łypnęła wzrokiem na chłopców. – Miałam swoje powody, by tak postąpić. Potrzebowałam tego, potrzebowałam zapom..
- Łączyło cię coś z moim bratem w zeszłym roku prawda? – nagle przerwała jej Ginny.
                Hermiona momentalnie zbladła. Nie zdawała sobie sprawy, że ktokolwiek poza Georgem i samymi zainteresowanymi o tym wie. Ogarnęło ją przerażenie, nie wiedziała, jak ma teraz zacząć się tłumaczyć.
- Hej mała, spokojnie. – Ruda zauważyła strach w jej oczach. – Wiem, że spotykałaś się z Fredem.
- Jak to spotykała się z Fredem? – zdziwił się Harry. – Kiedy?
- Jak? – dołączył Ron.
- Przecież większość czasu spędzała z nami. – dodał jeszcze Potter.
- Przepraszam was, ale nie chcę o tym rozmawiać. – Hermiona była całkowicie zmieszana.
- Rozumiem. – odpowiedziała jej Ginny i przytuliła lekko.
- Ale ja nie rozumiem! – razem zawołali chłopcy.
- Kiedy indziej, okej? – zapytała ich Hermiona z nieszczęśliwą miną.
                Oni tylko pokiwali głowami, jednak w ich umysłach biło się milion myśli. Byli zaskoczeni, że Ginny jest taka spokojna i mieli jej za złe, że nic im wcześniej nie powiedziała. Może wtedy zrozumieliby i nie mieliby pretensji do przyjaciółki.
- A jak wasze wakacje? – zmieniła temat.
- Teraz jest już dobrze. – odpowiedziała jej Ruda. – Było ciężko, ale o tym wiesz, bo ci pisałam. Największy problem był z mamą, ale z nią też już lepiej.
- A George? – sama nie wiedziała, po co o niego pyta.
- Można powiedzieć, że straciliśmy dwóch braci, nie tylko jednego.. – powiedział Ron.
- Przestań kretynie! – Ginny uderzyła brata w ramię. – Nie waż się więcej tak mówić! Z Georgem jest źle. – odpowiedziała na pytanie przyjaciółce. – Trzy miesiące prawie bez żadnego kontaktu. Zaszył się na Pokątnej i w ogóle nie przyjeżdżał do Nory. A najgorsze, że zamknął sklep. Gdy go pytaliśmy, powiedział, że bez Freda nie jest w stanie go prowadzić. Ojciec go cały czas namawia i chyba zaczyna się łamać, ale tak naprawdę kto to wie.. – westchnęła zrezygnowana.
- Aż cud, że w ogóle tu dzisiaj przyjechał. – dodał Ron.
- Przyjechał, bo dowiedział się, że ty tu będziesz. – Ginny spojrzała na Pannę Granger. – Co on od ciebie chciał przed kolacją?
- O tym też wolałabym nie mówić. – to był temat najgorszy z możliwych.
- Hermiona! – teraz to Ginny zdenerwowała się. – Jesteśmy przyjaciółmi! Mogłabyś przestać? Tu nie chodzi tylko o ciebie, ale jednak też o mojego brata, o którego strasznie się martwię.
                Dziewczyna zastanowiła się chwilę. „Jeśli im powiem, to będzie afera na całą rodzinę. – pomyślała. – Ale mają prawo wiedzieć. Ich też to dotyczy.”
- George twierdzi, że to moja wina, że Fred zginął. – powiedziała szeptem.
- ŻARTUJESZ?! – krzyknął Harry.
- No chyba zwariował! – dodał Ron.
- Ej Miona nie przejmuj się. Wszyscy wiemy, że to nieprawda. – Ginny złapała ją za rękę.
- Nie rozmawiajmy już o tym. – skończyła temat Hermiona. – I wracajmy na górę.
                Poderwała się z miejsca i ruszyła w stronę domu. Reszta, chcąc, nie chcąc, musiała do niej dołączyć. Właśnie podawano tort. Hermiona przybrała twarz w piękny, choć lekko sztuczny uśmiech i porwała się w wir zabawy.

***
                Wakacje dobiegły końca. Już jutro mieli wsiąść w pociąg do Hogwartu. Hermiona spędziła miłe ostatnie dni. Ponownie zbliżyła się do przyjaciół. Kąpali się w jeziorze, grali w Quidditcha, odwiedzali znajomych. Na dwa dni nawet pojechali do Londynu, do domu Harry’ego. Grimmauld Place wyglądało teraz zupełnie inaczej. Zniknęły ciemne ściany, mroczne zakamarki. Harry odnowił mieszkanie, tak by za dziesięć miesięcy było gotowe do zamieszkania. W czasie tego wyjazdu poznali też kuzynkę Hermiony, Camilę. Dziewczyna od razu przypadła im do gustu. Troszkę zwariowana i nieodpowiedzialnie patrząca na świat. Ron można by powiedzieć, że lekko zauroczył się w mugolce. Ona jednak była obojętna na jego zainteresowanie.
                Ostatniego wieczoru Państwo Weasleyowie przygotowali kolację pożegnalną. Dołączyli do nich Bill z Fluer, Percy oraz Goerge. Hermiona unikała chłopaka jak ognia. Jego siostra i młodszy brat również nie byli do niego przyjaźnie nastawieni. Harry tylko starał się robić dobrą minę do złej gry. Tuż po posiłku Panna Granger wymówiła się bólem głowy i już o godzinie dwudziestej była w łóżku. Stwierdziła, że to jest najlepsze dla niej wyjście, by tylko nie patrzeć na bliźniaka.

***
Kilkaset kilometrów dalej.
Szara, betonowa podłoga. Brak jakichkolwiek mebli. Miednica z wodą. Łańcuchy, kraty, kajdany. Przerażający chłód. I głucha cisza. Raz na jakiś czas rozbrajający krzyk z sąsiedniej celi. Sunący dementorzy. Miliony myśli. Samotność. Postradanie zmysłów. Ból. Cierpienie. Żal za grzechy. Niemoc. Bezsilność. Strach.
I on..
Przystojny, blondwłosy, osiemnastoletni chłopak. Szare ciało przyodziane jedynie w ciemną szmatę. Grymas na twarzy, zamknięte oczy. Spokój. Równy oddech. Czas. Czekanie. Trzy miesiące.
Szczęk przesuwanej zasuwy w kracie. Wolność.
Otwarcie oczu. Piękne stalowo-szare tęczówki. Brak uśmiechu. Pięć minut wpatrywania się w drzwi.
Wyjście przed wieżę. „To koniec. Żegnaj Azkabanie!” Teleportacja.

***
                Zerwała się z łóżka zalana potem. Jej ciało zaczęły przechodzić drgawki. Miała dziwne przeczucie. Jakby coś się zmieniło, coś się skończyło. Z powrotem położyła się i przykryła szczelnie kołdrą. Było jej zimno, okropnie zimno. Nagle wstała. Na chude ramiona zarzuciła czarną bluzę. Wyszła przed dom i udała się przed siebie. Szła tak dziesięć minut. W końcu dotarła pod bramy cmentarza. Otworzyła furtkę i weszła. Chwilę krążyła między nagrobkami, aż w końcu znalazła ten, który chciała.

Fred Wealsey
Żył 20 lat
„Nie czekajcie, ja nie wrócę. Nie spieszcie się, ja poczekam.”

                Trzy razy w myślach przeczytała napis na płycie Freda. Powoli dochodziły do niej te słowa. Uśmiechnęła się, a po jej policzku popłynęła łza. Poczuła się wolna i silna.
„Zawsze będę o tobie pamiętać Freddie. – pomyślała. – Ale teraz już pora zacząć żyć całą sobą.”

                Stała tam jeszcze chwilkę, po czym odeszła. Nie sądziła tylko, że ktoś przypatruje jej się zza bramy cmentarza.



Kochani, proszę Was bardzo mocno o komentarze. To bardzo motywuje do dalszej pracy. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Pozdrawiam Was serdecznie! :)

Maja.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 2.

- Jesteś pewna, że nie dasz rady wziąć tam telefonu? – Camila odciągnęła kuzynkę na bok, gdy razem z rodzicami Hermiony stali na chodniku.
- Tak. – dziewczyna zaśmiała się. – Jak to sobie wyobrażasz? Że w jednej ręce będę miała różdżkę, a w drugiej komórkę?
- Nie nabijaj się. Telefony to dużo szybszy sposób kontaktowania.
- Specjalnie kupiłam sobie sowę, żeby wysyłać do ciebie listy. W szufladzie twojego biurku zostawiłam też paczkę krakersów, które masz dawać Holly, gdy do ciebie przyleci.
- Co to za imię w ogóle. Za ludzkie jak dla sowy. – Camila skrzywiła się.
- Przestań już. – ucięła temat Hermiona i wróciła do swoich rodziców.
Niebo dzisiaj było pochmurne. Tak, jakby wiedziało, że to dzień wyjazdu. Państwo Granger czule uściskali swoją córkę, życząc jej wspaniałego roku. Po twarzy Camili natomiast polały się łzy. Nie chciała, by Hermiona wyjeżdżała. Za bardzo się z nią zżyła, jednak wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Szatynka jeszcze raz mocno ucałowała swoją kuzynkę, zapewniając, że odezwie się już jutro. Wyciągnęła prawą rękę z różdżką i po sekundzie przed nią stał już trzypiętrowy autobus.
- Do zobaczenia. – odwróciła się jeszcze do swojej rodziny. – Będę tęsknić!
- Ale gdzie ty wsiadasz?! – zapytała zdziwiona Camila. – Przecież tu nic nie ma.
- Wyjaśnijcie jej. Kocham was!
Chwyciła swój kufer za rączkę i przy pomocy chłopaka z autobusu, wciągnęła go do środka. W Błędnym Rycerzu nie było wiele ludzi. Tuż przy wejściu przy oknie siedziała starsza czarownica, ubrana w czerwoną szatę, a trochę dalej dwóch młodych czarodziei.
- Dzień doberek dzień doberek. – przywitał ją kierowca autobusu. – A gdzie to panieneczka chce jechać?
- Dzień dobry. Poproszę do Muszelki, nad morze. – uśmiechnęła się do siwego, trochę śmiesznego pana.
- Oczywiście. Jedenaście sykli proszę. Życzy sobie panieneczka czegoś jeszcze?
- Nie, dziękuję. – odpowiedziała, podając pieniądze.
- No to jedziemy! – krzyknął staruszek.
Hermiona na szczęście w porę złapała się poręczy, bo pewnie wylądowałaby na podłodze z mocno poobijanymi kolanami. Stopniowo cały czas trzymając się rurki dotarła do krzesła na samym końcu pojazdu. Usiadła wygodnie i z podręcznej torby wyjęła butelkę wody. Spojrzała w okno, obserwując za szybą mijający Londyn. Nagle uśmiechnęła się.
„Wracasz do drugiego domu, Hermiono. Do przyjaciół, których kochasz nad życie, więc przestań się denerwować. Głupia jesteś. – mówił głosik w jej głowie. – Przecież wszystko będzie dobrze. Zawsze jest dobrze.”
Ani się obejrzała a już była pod domem Billa i Fluer. Było to całkowicie niezaludnione miejsce. Malutki, ale przytulny domek z pięknym ogrodem i widokiem na morze. Ciągle było słychać tu szum fal, a w powietrzu unosiła się morska bryza. Piękne miejsce, w którym można zapomnieć o całym świecie. O wszystkich troskach, niepokojach, problemach.
Hermiona wysiadła z Błędnego Rycerze przyjaźnie żegnana przez kierowcę autobusu. Zostawiła staruszkowi napiwek, wzięła kufer i weszła na ścieżkę prowadzącą do Muszelki. Zdziwiła się, że panuje tu taka cisza. Rozejrzała się wokoło. Fluer kochała kwiaty, to było widać na pierwszy rzut oka. Żółte i czerwone tulipany poruszały się lekko na wietrze. Drewniana huśtawka również miała swój urok. W głębi ogrodu zauważyła wielki, biały stół z dużą ilością krzeseł. Domyśliła się, że przyjęcie będzie w ogrodzie. Podeszła do drzwi i zapukała w nie dwa razy.
Usłyszała odgłos kroków zbliżających się do wejścia. Po chwili w zobaczyła piękną, wysoką blondynkę w luźnej, kremowej koszuli.
- Hermiona, kochanie, jak się cieszę, że już jesteś! – Fluer uśmiechnęła się radośnie na jej widok.
- Dziękuję za zaproszenie. – Hermiona przywitała się z nią równie gorąco.
- Wchodź, wchodź. Na razie jesteś jedynym gościem. Billa jeszcze nie ma, jest w pracy.
- Jej przepraszam. Jestem za wcześnie? – poczuła się głupio.
- Nie przejmuj się. Akurat zdążymy się napić kawy i trochę mi pomożesz w przygotowaniach.
- Jasne, bardzo chętnie!
Spędziły razem miłe popołudnie. Panna Granger pomogła gospodyni nakryć i udekorować stół w ogrodzie. Dowiedziała się też mniej więcej co działo się u wszystkich Weasleyów w ciągu wakacji. Krótko po piętnastej dołączył do nich Bill. Również ucieszył się na widok dziewczyny. Od niego dowiedziała się, że Harry powoli remontował dom przy Grimmauld Place 12 i też obecnie nie przebywał w Norze.
Gdy wszystko było już przygotowane poszła do sypialni najstarszego z rodzeństwa Weasleyów i jego żony, by się przygotować do kolacji. Zdjęła krótkie spodenki, top i zrzuciła trampki z nóg. Z kufra wyciągnęła krótką jasnożółtą sukienkę z rozkloszowanym dołem oraz czarne baleriny. Włosy zostawiła rozpuszczone, grzywkę przeczesała na bok. Rzęsy przeciągnęła tuszem, a usta błyszczykiem. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Wyglądała niezwykle dziewczęco.
Wyszła z sypialni prosto do salonu, w którym roiło się już od ludzi. Pierwsza podbiegła do niej Ginny.
- Hermiona! – krzyknęła. – Pokaż no mi się tu! Pięknie wyglądasz, jak zawsze. – Uściskała ją. – Krótkie włosy? Pięknie ci. Ale i tak jestem na ciebie zła i mamy poważnie do pogadania!
- Hej Ginny. Mi też jest miło cię widzieć. – zaśmiała się. – Cześć Harry. Ron. – z nimi również się przywitała.
Następnie podeszła do Państwa Weasleyów. Molly wyglądała dużo lepiej niż ją ostatnim razem widziała. Jej policzki nabrały różowego odcienia, w oczach gościł spokój. Arturowi natomiast przybyło parę siwych włosów. Uściskała ich serdecznie.
- A gdzie George? – zapytała stojącego najbliżej Rona.
- Poszedł na plażę. – odpowiedział.
- I prosił, żebyś do niego przyszła. – odezwała się Ginny. – Nie wiem o co chodzi, ale lepiej idź.
- No dobrze, już idę. – zbliżyła się do drzwi prowadzących do ogrodu.
- Tylko wróćcie najpóźniej za pół godziny! – krzyknęła za nią Fluer.
Dziewczyna wyszła tylnymi drzwiam. Witając się z kolejnymi gośćmi, czekającymi na świeżym powietrzu minęła bogato zastawiony stół i po schodkach zeszła na plażę. Zdjęła buty, chwyciła je w ręce i rozejrzała się wokoło. Nie było tam ani jednej żywej duszy. Wytężyła wzrok jeszcze raz. Dopiero po chwili zauważyła ciemną postać, siedzącą tuż przy brzegu. Zaczęła iść w tamtą stronę.
- Cześć George. – powiedziała stojąc tuż obok niego.
Chłopak szybko się podniósł. Hermiona przyjrzała mu się z dokładnością. Wydawać by się mogło, że wygląda jak zwykle, jednak od razu zauważyła jego smutne oczy. To od razu jej uświadomiło, że bliźniak nadal cierpi po stracie brata.
- Hermiona.. – powiedział szeptem i przytulił ją.
Zdziwiła się. Była przygotowana na ogromną burę za to, że unikała jego i całą rodzinę Weasleyów przez wakacje. Odwzajemniła jednak uścisk. Po chwili usiedli obok siebie na piasku.
- Co tam u ciebie? – spytał, patrząc w dal.
- Wszystko dobrze. – odpowiedziała wymijająco. – Lato się kończy niestety. Ale wracamy do Hogwartu. I z tego powodu jestem bardzo dobrze nastawiona.
- Jak wakacje? – znów zadał pytanie.
- Spędziłam je z Camilą. Moją kuzynką. Robiłyśmy dużo różnych rzeczy. Było w porządku. – nie wiedziała do czego chłopak zmierza.
- Dobrze się bawiłaś? – nadal na nią nie patrzył.
- Całkiem nieźle. – odpowiedziała. - Georgie o co chodzi? – nie wytrzymała.
- Żałujesz? – w ogóle nie zwracał na dziewczynę uwagi. Ciskał tylko pytaniami jak z karabinu, sprawiając wrażenie, że w ogóle nie słucha tego, co mówi.
- Ale czego? – była zdziwiona.
- Tego, że go zostawiłaś! – w końcu na nią spojrzał. W jego oczach już nie było smutku. Tylko złość. Możliwe, że nienawiść. Nie wiedziała co jeszcze.
- Ja go wcale nie zostawiłam George! – zdenerwowała się. – Dobrze wiesz, jak było. To on kazał mi odejść. Więc co miałam zrobić?
- Przecież zrobił to, bo cię kochał. Chciał, żebyś wypełniła swoje obowiązki, które miałaś względem Harry’ego.
- To nie był obowiązek. Chciałam zostać. Ale on.. On powiedział, że nic między nami nie ma. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak to bolało. – w jej oczach pojawiły się łzy.
- On cię kochał Miona. Nie widział świata poza tobą. Dlaczego nie walczyłaś? Dlaczego do jasnej cholery wtedy z nim nie zostałaś?! – podniósł na nią głos.
- Przestań Georgie. Przestań tak mówić, bo wiesz, jak naprawdę było.
- Tak, wiem! Odeszłaś sobie z Harrym i Ronem. Zostawiając go! On tęsknił, czekał aż wrócisz. Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz?! Nie wybaczę Ci tego, że był przez Ciebie nieszczęśliwy!
George zerwał się na równe nogi. Hermiona również. Chwyciła go za ramiona i spojrzała głęboko w oczy. Była przerażona jego zachowaniem, tym co mówił, bała się go.
- On nie żyje. – powiedziała szeptem.
- Nie mów tego. – bliźniak odpowiedział, jakby był w amoku. Jakby to jego nie było wśród żywych.
- Fred nie żyje. – powtórzyła jeszcze ciszej.
- Nie. – nadal nic do niego nie docierało.
- Choć zawsze będzie w naszych sercach, to jego już nie ma. – przytuliła się do niego i mówiła wprost do jego ucha. – Zginął i to nie jest niczyja wina George. Musimy się z tym pogodzić. Musimy żyć dalej.
Zorientowała się, że płacze. Zaczął łkać jak małe dziecko. Przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Było jej go strasznie żal. Hermiona też tęskniła za Fredem, ale zdążyła się z tym pogodzić. Wiedziała, że czasu nie da się cofnąć.
Nagle chłopak odsunął się od niej. Teraz to on spojrzał w jej oczy, nie odzywając się. Po chwili chwycił ją za ramiona i przysunął do siebie. Przybliżył jej usta do swoich. Hermiona nie wiedziała co się dzieje. Nie zdążyła zareagować. George wpił się w jej wargi. Próbowała się wyrwać. On jednak nie zwalniał uścisku. W końcu odepchnęła go od siebie.
- Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz?! – krzyknęła.
- Ale Hermiono.. – zaczął, patrząc na nią ze smutną miną.
- Nigdy więcej! Nie jesteś Fredem! Nigdy nie będziesz! – była wściekła. Potwornie wściekła. – A teraz proszę cię, zostaw mnie w spokoju! – rzuciła jeszcze i ruszyła w przeciwną stronę niż Muszelka.
Szła tak ponad 10 minut. Łzy lały się po jej twarzy. W końcu zrezygnowana usiadła na piasku, zamaczając nogi w wodzie. Nie takiego obrotu spraw się spodziewała. Była rozgoryczona, rozżalona, smutna. W jej głowie było tysiące myśli, emocje biły się ze sobą.
„Dlaczego? – myślała. – To Fred mnie zostawił. Kazał mi odejść. Nie mogłam się upokarzać. Chociaż zakochiwałam się w nim z każdym dniem coraz bardziej. Wiedział o tym tylko George. I teraz tak po chamsku to wykorzystał. Dał mi do zrozumienia, że jest moja wina w śmierci Freda. A przecież tak nie jest! – rozpłakała się jeszcze bardziej. – Nie będzie robił ze mnie dziewczynki do bicia! – teraz zdenerwowała się w myślach. – Nie zasłużyłam na to! Nic złego nie zrobiłam! Będę żyć na nowo. Tak jak do tej pory. A George nie będzie robił z siebie ofiary!”
Otarła szybko dłonią łzy. Wstała i strzepała piasek z ubrania. Poprawiła sukienkę i z uśmiechem ruszyła w stronę Muszelki, szykując się na kolejne starcie. Tym razem z Ginny i chłopcami.


Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednią notką! Jesteście kochane :) zapraszam do czytania i juz niedługo następna część :) pozdrawiam! :)

Maja.

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 1.

        Wakacje powoli dobiegały końca. Mimo, że był jeszcze sierpień wieczory stawały się coraz chłodniejsze. Został tydzień. Tydzień do powrotu. Do powrotu do drugiego domu, którym był Hogwart. Już za tydzień wszyscy mieli ponownie się zobaczyć. Minęły trzy miesiące od wielkiej Bitwy, w której większość uczestniczyła. Ponieśli liczne obrażenia, stracili rodzinę, znajomych, jednak i tak pragnęli powrotu. Są silniejsi i przede wszystkim spokojniejsi. Nie zagraża im już nic. Nie muszą się bać. Lord Voldemort zginął. Zginął z rąk Harry’ego Pottera. 
Mżył lekki deszczyk, kiedy Hermiona wracała ulicami Londynu do domu. Nie było późno. Dochodziła dopiero dwudziesta, lecz zapadał już zmrok. Wracała ze spotkania ze swoją kuzynką, Camilą. Jak zwykle spędziły razem popołudnie. Od dwóch miesięcy robiły tak każdego dnia. Chodziły do kina, teatru, na rolki, rower, pikniki, spacery, imprezy. 
Camila była świetną towarzyszką. Wiedziała oczywiście, że jej kuzynka jest czarownicą, lecz te wakacje pomogła jej spędzić w całkowicie niemagiczny sposób. A Hermiona tego potrzebowała najmocniej. Oderwać się od rozmów o Bitwie, od modlitw za zmarłych. Przez całe swoje czarodziejskie życie czekała na moment, w którym Lord Voldemort polegnie. O niczym innym nie marzyła, nie myślała. Gdy to już się stało, cieszyła się wraz z innymi. Jednak po chwilach euforii i radości, nadeszła melancholia. Przemyślenia, jak wiele ludzi musiało zostać skrzywdzonych, zabitych przez jednego człowieka. Jak wiele łez zostało wylanych, ile godzin bólu, cierpienia. O tym potrzebowała zapomnieć.
Panna Granger nie widywała się z przyjaciółmi. Początkowo całe wakacje miała spędzić w Norze, jednak wymówiła się spędzeniem czasu z rodzicami, których sprowadziła z powrotem do Londynu i którym przywróciła pamięć. Była to jednak tylko wymówka. W domu Państwa Weasleyów po Bitwie panowała grobowa atmosfera. Nikt z członków rodziny nie potrafił pogodzić się ze śmiercią Freda. Ona również miała z tym problem. Wiedziała jednak, że w tej sytuacji nie pomoże siedzenie w domu i myślenie. Wiedziała, że nie tego chciałby bliźniak. Proponowała jego rodzeństwu jakieś wyjścia, chociaż na koncert czy na mecze Quidditcha, jednak oni nawet nie chcieli o tym słyszeć. Patrzyli na nią, jak na wariatkę, która nie potrafi godnie przeżyć okresu żałoby. Za pierwszym razem wzięła do sobie do serca, lecz jakiś czas później dotarło do niej, że nie ma to żadnego sensu. Delikatnie dała do zrozumienia przyjaciołom, że nie zamierza w taki sposób jak oni spędzać czasu i odsunęła się. A oni jej nie zatrzymywali. 
Hermiona weszła do swojego domu. Rodzice byli jeszcze w pracy, więc pospiesznie zdjęła buty i postanowiła ugotować jakąś kolację. Otworzyła lodówkę, w której znalazła potrzebne składniki to zrobienia zapiekanki z brokułami. Piękny zapach unosił się już w powietrzu, gdy dołączyła do niej mama. Przywitała się z córką promiennym uśmiechem i buziakiem w policzek. Podczas, gdy Hermiona nakrywała do stołu, wymieniły parę zdań na temat mijającego dnia.
- Córeczko jesteś pewna, że nie chcesz tych ostatnich dni spędzić w Norze, z przyjaciółmi? – spytała Pani Granger.
- Tak mamo, przecież ci mówiłam. Mam mnóstwo planów z Cam na ostatni tydzień. Poza tym chcę spędzić czas z wami, bo przecież znów długo nie będziemy się widzieć.
- Jesteś kochana Mionka, ale uważam, że powinnaś wcześniej dołączyć do Weasleyów. – jej mama nie dawała za wygraną.
- Ale dlaczego? O co chodzi? Nie chcecie mnie w domu?
- Och nie bądź niemądra. – kobieta zaśmiała się. – Po prostu znów pisała do mnie Molly. Oni naprawdę czekają tam na ciebie. To już chyba czwarty list w te wakacje.
- Pomyślę o tym, dobra? Ale nic nie obiecuję. 
- No dobrze. – westchnęła jeszcze Pani Granger i zajęła się wyjmowaniem jedzenia z piekarnika.
Gdy siedziały już przy stole do domu przyszedł również Pan Granger. Był to wysoki, przystojny mężczyzna. Hermiona była do niego bardzo podobna. Tak samo pogodna, marzycielka, ale twardo stąpająca po ziemi. Posiedzieli razem, pośmiali się, wypili parę lampek wina. Dziewczyna pożegnała się z rodzicami krótko przed północą. Schodami weszła na górę i otworzyła drzwi do swojego pokoju.
Ściany były tutaj koloru brzoskwiniowego. Biała toaletka z dużym lustrem stała przy ścianie po lewej stronie. Drewniane, podwójne łóżko aż zachęcało, by się w nim położyć. Hermiona jednak minęła posłanie i podeszła do biurka. Odsunęła krzesło i usiadła na nim. Spojrzała przed siebie. Ogromna, korkowa tablica zapełniona była zdjęciami z przyjaciółmi. Z Ginny na Balu Bożonarodzeniowym, z Harry’m i Ronem przy chatce Hagrida, z bliźniakami na Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Na tym zdjęciu dłużej zatrzymała swój wzrok. George patrzył na nią ze smutną miną, natomiast Fred uśmiechał się promiennie. Westchnęła cicho, a po jej policzku popłynęła jedna, malutka łza. Szybko otarła ją rękawem bluzy. Podniosła się z miejsca, zrzuciła ubrania z siebie, naciągnęła jedynie koszulkę i rzuciła się w poduszki. Zakopała się głęboko pod kołdrę i zaczęła myśleć.
„Wiem, że powinnam tam jechać. Ginny pisała mnóstwo razy, a ja się nie odzywałam. Co ze mnie za przyjaciółka.. To nie powinno tak być. Jednak nie dałabym rady. Nie wytrzymałabym więcej łez i bólu. Źle zrobiłam. Postąpiłam jak egoistka, ale potrzebowałam tego. Oni zrozumieją. Weasleyowie i Harry zrozumieją, dlaczego to zrobiłam. Musiałam się od tego oderwać, by choć na chwilę zapom..”
Jej rozmyślania przerwało ledwie dosłyszalne pukanie w okno. Wyskoczyła z łóżka i otworzyła je, by sówka mogła wlecieć do środka. Nie wiedziała do kogo należy. Odwiązała list od nóżki zwierzęcia, rzuciła w jej stronę krakersa i z powrotem wróciła pod pierzynę. Rozwinęła pergamin i zaczęła czytać..

Kochana Hermiono,
Razem z Billem chcielibyśmy Cię zaprosić do Muszelki
na piątkową kolację. Wypada nasza pierwsza rocznica
ślubu i bylibyśmy szczęśliwi, gdybyś mogła spędzić ją z 
nami. Mamy również dla wszystkich gości niespodziankę.
Nie rób nam przykrości i odwiedź nas.
Pozdrawiam Cię gorąco.
Fluer

„No to pięknie. – pomyślała. – Teraz już nie ma żadnych wymówek. Muszę tam jechać i spotkać się z nimi. A może to i dobrze..” 
Spędziła jeszcze parę minut, rozmyślając, jednak w końcu zmęczona całym dniem, zasnęła. W nocy budziła się nieskończoną ilość razy. Męczył ją sen. Koszmarny sen.
Następnego ranka wstała w całkiem niezłym humorze. Wzięła prysznic, umyła i wysuszyła włosy. Ubrała się w zwiewną, różową sukienkę i zeszła na dół na śniadanie. W kuchni jej mama przygotowywała naleśniki.
- Dzień dobry. – Hermiona przywitała się z nią.
- Dzień dobry córeczko. Siadaj, zaraz podam Ci śniadanie.
Dziewczyna nalała sobie pomarańczowego soku do szklanki i włączyła ekspres do kawy. Z lodówki wyciągnęła mleko, a w rękę chwyciła jabłko. Była strasznie głodna. Usiadła przy stole i zaczęła pałaszować posiłek.
- Pomyślałaś coś? – Pani Granger znów zaczęła temat Weasleyów.
- Nie. – odpowiedziała Hermiona między kęsami.
- Dlaczego? – kobieta zrobiła poważną minę.
- Napisała do mnie Fluer, żona Billa, brata Rona, opowiadałam ci o niej.
- No tak, pamiętam. W zeszłym roku mieli ślub.
- Dokładnie. Zaprosiła mnie do Muszelki w piątek. Postanowiłam, że później pojadę ze wszystkimi do Nory.
- Tak się cieszę! – Pani Granger szczerze uśmiechnęła się. – Jak się jutro dostaniesz do domu Billa i Fluer?
- Błędnym Rycerzem, tak myślę. – odpowiedziała i do końca dopiła swój sok. – Lecę do Camili. Muszę jej powiedzieć, że wyjeżdżam. 
- Pewnie, leć. Zobaczymy się wieczorem. – kobieta pocałowała swoją córkę w czubek głowy i zabrała naczynia ze stołu.
Hermiona biegiem pokonała schody. Założyła białe tenisówki i w rękę chwyciła okulary przeciwsłoneczne. Mimo, że noce były już chłodne to jednak w dzień termometr nadal wskazywał około dwudziestu pięciu stopni.
Wyszła na zewnątrz. Słońce grzało niemiłosiernie. Jaką miała ochotę, by znaleźć się dziś na plaży i wykąpać się w jeziorze czy morzu, ale niestety, musiała przejść pół miasta, by dojść do domu swojej kuzynki. 
Camila była rok młodszą od Hermiony córką brata Pani Granger. Miała czarne, jak druty proste, długie włosy i niebieskie oczy. Była śliczna. Przebojowa imprezowiczka o wielkim sercu. Bezpośrednia, otwarta, z milionem pomysłów na minutę. Nie dało się z nią nudzić. Hermiona dziękowała Bogu za taką kuzynkę. Wcześniej nie miały ze sobą dobrego kontaktu, jednak w te wakacje wszystko się zmieniło. Mówiły sobie o wszystkim. O uczuciach, emocjach, o wspomnieniach, o ludziach je otaczających. Traktowały się jak siostry.
Panna Granger w końcu dotarła pod kamienicę, w której mieszkała kuzynka. Weszła na trzecie piętro i głośno zapukała. Drzwi otworzyła jej ciocia Poppy, która z chęcią zaprosiła ją do środka.
- Cam jest u siebie. Idź, a ja zaraz przyniosę wam mrożoną herbatę. – powiedziała do dziewczyny z uśmiechem.
- Dzięki ciociu. – odpowiedziała Hermiona i ruszyła w stronę pokoju kuzynki.
Wtargnęła do pokoju Camili, nawet nie pukając. Brunetka siedziała na łóżku z laptopem na kolanach. W uszach miała białe słuchawki i kiwała głową w rytm muzyki. Nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Hermiona podeszła do niej i pociągnęła za słuchawki.
- O Miona! Siema! – przywitała się z kuzynką buziakiem w policzek. – Co ty tu robisz? Myślałam, że widzimy się dopiero wieczorem.
- Zmiana planów. – z radością powiedziała szatynka. – Musisz iść ze mną na zakupy.
- Na zakupy? Jakie zakupy?
- Muszę sobie kupić jakąś sukienkę. Bo jutro wyjeżdżam.
- Co? Jak to? A impreza w sobotę? Przecież obiecałaś! – Camila zdenerwowała się.
- Wiem, przepraszam, ale nie mam wyjścia. Wracam do świata czarodziejów.
- Już? Przecież jeszcze tydzień wakacji.
- Wiem. – Hermiona westchnęła głośno. – I najchętniej zostałabym w Londynie, ale nie mogę, muszę jechać.
- No dobrze. Ale na pewno jesteś już gotowa?
- Nie, ale chyba im dłużej zwlekam tym gorzej..
- Będę tęsknić. – Camila rzuciła się kuzynce na szyję.
- Ja też. – odpowiedziała Hermiona i odwzajemniła uścisk.


Gdyby ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach to proszę o zostawianie numerów gg. Byłaby również wdzięczna za komentarze z opinią na temat rozdziału, co trzeba zmienić, co dodać, co usunąć. Zapraszam również do zapoznania się z zakładką Bohaterowie. Już niedługo kolejna część mojego opowiadania. Pozdrawiam!

Maja.