piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 3.

                Gdy wchodziła po schodkach do ogrodu Billa i Fluer goście powoli siadali do stołu. Przywitała się jeszcze z tymi, którzy najpóźniej przybyli i zajęła miejsce między Ginny i Ronem. Rozejrzała się dookoła i od razu do głowy przyszła jej jedna myśl.. Jak bardzo ci ludzie są teraz szczęśliwi. Na ich twarzach malował się uśmiech i spokój. Oczy błyszczały, a policzki były zaróżowione. Rzuciła spojrzenie w lewą stronę, prosto na Ginny. Długie rude włosy, porcelanowa cera, brązowe, jasne oczy. Ruda zauważyła jej spojrzenie i uśmiechnęła się promiennie. Teraz Hermiona spojrzała w prawą stronę i  dojrzała Lunę z Neville’m. Pomachała im lekko. Wyglądali tak radośnie, trzymając się za ręce. Tuż obok nich siedział George, który uważnie spoglądał w stronę brązowowłosej. Hermionie w ciągu sekundy zrzedła mina i odwróciła wzrok. Nie mogła wytrzymać tego spojrzenia. Tych pustych oczu.
                To od razu uświadomiło jej, jak wielu przyjaciół nie ma już wśród nich. Lupin i Tonks. Para, która według niej pasowała do siebie jak ulał. Uzupełniali się w każdej sytuacji, akceptowali swoje wady, przezwyciężali problemy i przeszkody. Przypomniała sobie, że na ich pogrzebie obiecała matce Nimfadory niedługo odwiedzić Teddy’ego. „Zrobię to w tygodniu. – pomyślała.” Koło Kingsleya zawsze siedział Szalonooki Moody. Jego też już nie było wśród żywych. Podejrzliwy czarodziej, można było czasem mówić, że postradał zmysły, ale jednak zawsze odważny, zawsze walczący za dobro. Jej spojrzenie napotkało Harry’ego. Widok przyjaciela od razu nasunął jej myśl o Syriuszu i Dumbledorze. Jedne z najważniejszych postaci całego Zakonu Feniksa. Black był jak członek rodziny, a dyrektor Hogwartu dla wszystkich magicznych ludzi był autorytetem. Pamiętała, że jako mała dziewczynka chciała mu dorównać umiejętnościami i wiedzą. No i Fred.. Jej przyjaciel, jej zauroczenie z szóstego roku. Tęskniła za nim. Potwornie tęskniła za jego pogodnymi oczami, dobrym humorem, ciepłymi dłońmi i czułymi pocału..
- Witam wszystkich! – jej rozmyślania przerwał gospodarz domu, Bill. – Chciałbym wam wszystkim podziękować za przybycie. Cieszymy się, że jesteście z nami w tym ważnym dniu.
- Dziękujemy! – dołączyła się Fluer.
- Za Fluer i Billa. – zawołał Pan Weasley, podnosząc kielich wypełniony winem.
- Za Fluer i Billa! – powtórzyli wszyscy, wznosząc toast.
- A teraz jedzcie i bawcie się dobrze. – powiedziała jeszcze Fluer i wszyscy zajęli się nakładaniem potraw na talerze.
                Hermiona nałożyła sobie na talerz porcję pieczonej wołowiny i trochę ziemniaczków. Zjadła wszystko z apetytem. Gdy powoli zapadał zmrok, rozbrzmiała muzyka. Pierwsze pary sunęły po parkiecie w rytm melodii.
- Co powiecie na zejście na plażę? – zapytała przyjaciół Ginny. – Chyba mamy trochę do nadrobienia, nie?
- Tak, jasne. – odpowiedziała Hermiona, bo zdawała sobie sprawę, że to o nią chodzi.
- To chodźmy. – rzucił jeszcze Ron i wszyscy razem wstali od stołu.
                Słońce właśnie zachodziło. Widok był przepiękny. Pomarańczowe promienia odbijały się w tafli wody. Przez chwilę milczeli, rozkoszując się tym zjawiskiem. Mewy krążyły nad wodą, „krzycząc” głośno. Pannie Granger podobało się tutaj. W tym momencie zaczęła żałować, że lato już się kończy.
- No więc? – milczenie przerwał jak zwykle niecierpliwy Ronald.
- Więc co? – zapytała zdziwiona Hermiona, obudzona jakby ze snu.
- Jakieś tłumaczenie? – nie patrzył na nią z zadowoloną miną.
- Chodzi wam o wakacje, tak?
- No tak. – dołączył Harry. – Dlaczego cię z nami nie było? Dlaczego w ogóle się nie odzywałaś? Co się działo?
- Szczerze? – Panna Granger westchnęła. – Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
- Czyli to było tylko twoje widzimisię? – Ron nie krył zdenerwowania i lekko podniósł głos.
- Uspokój się, stary. – pohamował emocje przyjaciela Harry.
- Nie będę ukrywać, że spędziłam miłe wakacje. Dobrze się bawiłam. – dziewczyna patrzyła w piasek, było jej głupio.
- Kiedy my cierpieliśmy po stracie Freda, ty tak po prostu imprezowałaś, spędzałaś czas ze znajomymi, bawiłaś się? – Ron był wściekły.
- Tak właśnie było. – odpowiedziała. – Nie patrzcie tak na mnie! – łypnęła wzrokiem na chłopców. – Miałam swoje powody, by tak postąpić. Potrzebowałam tego, potrzebowałam zapom..
- Łączyło cię coś z moim bratem w zeszłym roku prawda? – nagle przerwała jej Ginny.
                Hermiona momentalnie zbladła. Nie zdawała sobie sprawy, że ktokolwiek poza Georgem i samymi zainteresowanymi o tym wie. Ogarnęło ją przerażenie, nie wiedziała, jak ma teraz zacząć się tłumaczyć.
- Hej mała, spokojnie. – Ruda zauważyła strach w jej oczach. – Wiem, że spotykałaś się z Fredem.
- Jak to spotykała się z Fredem? – zdziwił się Harry. – Kiedy?
- Jak? – dołączył Ron.
- Przecież większość czasu spędzała z nami. – dodał jeszcze Potter.
- Przepraszam was, ale nie chcę o tym rozmawiać. – Hermiona była całkowicie zmieszana.
- Rozumiem. – odpowiedziała jej Ginny i przytuliła lekko.
- Ale ja nie rozumiem! – razem zawołali chłopcy.
- Kiedy indziej, okej? – zapytała ich Hermiona z nieszczęśliwą miną.
                Oni tylko pokiwali głowami, jednak w ich umysłach biło się milion myśli. Byli zaskoczeni, że Ginny jest taka spokojna i mieli jej za złe, że nic im wcześniej nie powiedziała. Może wtedy zrozumieliby i nie mieliby pretensji do przyjaciółki.
- A jak wasze wakacje? – zmieniła temat.
- Teraz jest już dobrze. – odpowiedziała jej Ruda. – Było ciężko, ale o tym wiesz, bo ci pisałam. Największy problem był z mamą, ale z nią też już lepiej.
- A George? – sama nie wiedziała, po co o niego pyta.
- Można powiedzieć, że straciliśmy dwóch braci, nie tylko jednego.. – powiedział Ron.
- Przestań kretynie! – Ginny uderzyła brata w ramię. – Nie waż się więcej tak mówić! Z Georgem jest źle. – odpowiedziała na pytanie przyjaciółce. – Trzy miesiące prawie bez żadnego kontaktu. Zaszył się na Pokątnej i w ogóle nie przyjeżdżał do Nory. A najgorsze, że zamknął sklep. Gdy go pytaliśmy, powiedział, że bez Freda nie jest w stanie go prowadzić. Ojciec go cały czas namawia i chyba zaczyna się łamać, ale tak naprawdę kto to wie.. – westchnęła zrezygnowana.
- Aż cud, że w ogóle tu dzisiaj przyjechał. – dodał Ron.
- Przyjechał, bo dowiedział się, że ty tu będziesz. – Ginny spojrzała na Pannę Granger. – Co on od ciebie chciał przed kolacją?
- O tym też wolałabym nie mówić. – to był temat najgorszy z możliwych.
- Hermiona! – teraz to Ginny zdenerwowała się. – Jesteśmy przyjaciółmi! Mogłabyś przestać? Tu nie chodzi tylko o ciebie, ale jednak też o mojego brata, o którego strasznie się martwię.
                Dziewczyna zastanowiła się chwilę. „Jeśli im powiem, to będzie afera na całą rodzinę. – pomyślała. – Ale mają prawo wiedzieć. Ich też to dotyczy.”
- George twierdzi, że to moja wina, że Fred zginął. – powiedziała szeptem.
- ŻARTUJESZ?! – krzyknął Harry.
- No chyba zwariował! – dodał Ron.
- Ej Miona nie przejmuj się. Wszyscy wiemy, że to nieprawda. – Ginny złapała ją za rękę.
- Nie rozmawiajmy już o tym. – skończyła temat Hermiona. – I wracajmy na górę.
                Poderwała się z miejsca i ruszyła w stronę domu. Reszta, chcąc, nie chcąc, musiała do niej dołączyć. Właśnie podawano tort. Hermiona przybrała twarz w piękny, choć lekko sztuczny uśmiech i porwała się w wir zabawy.

***
                Wakacje dobiegły końca. Już jutro mieli wsiąść w pociąg do Hogwartu. Hermiona spędziła miłe ostatnie dni. Ponownie zbliżyła się do przyjaciół. Kąpali się w jeziorze, grali w Quidditcha, odwiedzali znajomych. Na dwa dni nawet pojechali do Londynu, do domu Harry’ego. Grimmauld Place wyglądało teraz zupełnie inaczej. Zniknęły ciemne ściany, mroczne zakamarki. Harry odnowił mieszkanie, tak by za dziesięć miesięcy było gotowe do zamieszkania. W czasie tego wyjazdu poznali też kuzynkę Hermiony, Camilę. Dziewczyna od razu przypadła im do gustu. Troszkę zwariowana i nieodpowiedzialnie patrząca na świat. Ron można by powiedzieć, że lekko zauroczył się w mugolce. Ona jednak była obojętna na jego zainteresowanie.
                Ostatniego wieczoru Państwo Weasleyowie przygotowali kolację pożegnalną. Dołączyli do nich Bill z Fluer, Percy oraz Goerge. Hermiona unikała chłopaka jak ognia. Jego siostra i młodszy brat również nie byli do niego przyjaźnie nastawieni. Harry tylko starał się robić dobrą minę do złej gry. Tuż po posiłku Panna Granger wymówiła się bólem głowy i już o godzinie dwudziestej była w łóżku. Stwierdziła, że to jest najlepsze dla niej wyjście, by tylko nie patrzeć na bliźniaka.

***
Kilkaset kilometrów dalej.
Szara, betonowa podłoga. Brak jakichkolwiek mebli. Miednica z wodą. Łańcuchy, kraty, kajdany. Przerażający chłód. I głucha cisza. Raz na jakiś czas rozbrajający krzyk z sąsiedniej celi. Sunący dementorzy. Miliony myśli. Samotność. Postradanie zmysłów. Ból. Cierpienie. Żal za grzechy. Niemoc. Bezsilność. Strach.
I on..
Przystojny, blondwłosy, osiemnastoletni chłopak. Szare ciało przyodziane jedynie w ciemną szmatę. Grymas na twarzy, zamknięte oczy. Spokój. Równy oddech. Czas. Czekanie. Trzy miesiące.
Szczęk przesuwanej zasuwy w kracie. Wolność.
Otwarcie oczu. Piękne stalowo-szare tęczówki. Brak uśmiechu. Pięć minut wpatrywania się w drzwi.
Wyjście przed wieżę. „To koniec. Żegnaj Azkabanie!” Teleportacja.

***
                Zerwała się z łóżka zalana potem. Jej ciało zaczęły przechodzić drgawki. Miała dziwne przeczucie. Jakby coś się zmieniło, coś się skończyło. Z powrotem położyła się i przykryła szczelnie kołdrą. Było jej zimno, okropnie zimno. Nagle wstała. Na chude ramiona zarzuciła czarną bluzę. Wyszła przed dom i udała się przed siebie. Szła tak dziesięć minut. W końcu dotarła pod bramy cmentarza. Otworzyła furtkę i weszła. Chwilę krążyła między nagrobkami, aż w końcu znalazła ten, który chciała.

Fred Wealsey
Żył 20 lat
„Nie czekajcie, ja nie wrócę. Nie spieszcie się, ja poczekam.”

                Trzy razy w myślach przeczytała napis na płycie Freda. Powoli dochodziły do niej te słowa. Uśmiechnęła się, a po jej policzku popłynęła łza. Poczuła się wolna i silna.
„Zawsze będę o tobie pamiętać Freddie. – pomyślała. – Ale teraz już pora zacząć żyć całą sobą.”

                Stała tam jeszcze chwilkę, po czym odeszła. Nie sądziła tylko, że ktoś przypatruje jej się zza bramy cmentarza.



Kochani, proszę Was bardzo mocno o komentarze. To bardzo motywuje do dalszej pracy. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Pozdrawiam Was serdecznie! :)

Maja.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 2.

- Jesteś pewna, że nie dasz rady wziąć tam telefonu? – Camila odciągnęła kuzynkę na bok, gdy razem z rodzicami Hermiony stali na chodniku.
- Tak. – dziewczyna zaśmiała się. – Jak to sobie wyobrażasz? Że w jednej ręce będę miała różdżkę, a w drugiej komórkę?
- Nie nabijaj się. Telefony to dużo szybszy sposób kontaktowania.
- Specjalnie kupiłam sobie sowę, żeby wysyłać do ciebie listy. W szufladzie twojego biurku zostawiłam też paczkę krakersów, które masz dawać Holly, gdy do ciebie przyleci.
- Co to za imię w ogóle. Za ludzkie jak dla sowy. – Camila skrzywiła się.
- Przestań już. – ucięła temat Hermiona i wróciła do swoich rodziców.
Niebo dzisiaj było pochmurne. Tak, jakby wiedziało, że to dzień wyjazdu. Państwo Granger czule uściskali swoją córkę, życząc jej wspaniałego roku. Po twarzy Camili natomiast polały się łzy. Nie chciała, by Hermiona wyjeżdżała. Za bardzo się z nią zżyła, jednak wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Szatynka jeszcze raz mocno ucałowała swoją kuzynkę, zapewniając, że odezwie się już jutro. Wyciągnęła prawą rękę z różdżką i po sekundzie przed nią stał już trzypiętrowy autobus.
- Do zobaczenia. – odwróciła się jeszcze do swojej rodziny. – Będę tęsknić!
- Ale gdzie ty wsiadasz?! – zapytała zdziwiona Camila. – Przecież tu nic nie ma.
- Wyjaśnijcie jej. Kocham was!
Chwyciła swój kufer za rączkę i przy pomocy chłopaka z autobusu, wciągnęła go do środka. W Błędnym Rycerzu nie było wiele ludzi. Tuż przy wejściu przy oknie siedziała starsza czarownica, ubrana w czerwoną szatę, a trochę dalej dwóch młodych czarodziei.
- Dzień doberek dzień doberek. – przywitał ją kierowca autobusu. – A gdzie to panieneczka chce jechać?
- Dzień dobry. Poproszę do Muszelki, nad morze. – uśmiechnęła się do siwego, trochę śmiesznego pana.
- Oczywiście. Jedenaście sykli proszę. Życzy sobie panieneczka czegoś jeszcze?
- Nie, dziękuję. – odpowiedziała, podając pieniądze.
- No to jedziemy! – krzyknął staruszek.
Hermiona na szczęście w porę złapała się poręczy, bo pewnie wylądowałaby na podłodze z mocno poobijanymi kolanami. Stopniowo cały czas trzymając się rurki dotarła do krzesła na samym końcu pojazdu. Usiadła wygodnie i z podręcznej torby wyjęła butelkę wody. Spojrzała w okno, obserwując za szybą mijający Londyn. Nagle uśmiechnęła się.
„Wracasz do drugiego domu, Hermiono. Do przyjaciół, których kochasz nad życie, więc przestań się denerwować. Głupia jesteś. – mówił głosik w jej głowie. – Przecież wszystko będzie dobrze. Zawsze jest dobrze.”
Ani się obejrzała a już była pod domem Billa i Fluer. Było to całkowicie niezaludnione miejsce. Malutki, ale przytulny domek z pięknym ogrodem i widokiem na morze. Ciągle było słychać tu szum fal, a w powietrzu unosiła się morska bryza. Piękne miejsce, w którym można zapomnieć o całym świecie. O wszystkich troskach, niepokojach, problemach.
Hermiona wysiadła z Błędnego Rycerze przyjaźnie żegnana przez kierowcę autobusu. Zostawiła staruszkowi napiwek, wzięła kufer i weszła na ścieżkę prowadzącą do Muszelki. Zdziwiła się, że panuje tu taka cisza. Rozejrzała się wokoło. Fluer kochała kwiaty, to było widać na pierwszy rzut oka. Żółte i czerwone tulipany poruszały się lekko na wietrze. Drewniana huśtawka również miała swój urok. W głębi ogrodu zauważyła wielki, biały stół z dużą ilością krzeseł. Domyśliła się, że przyjęcie będzie w ogrodzie. Podeszła do drzwi i zapukała w nie dwa razy.
Usłyszała odgłos kroków zbliżających się do wejścia. Po chwili w zobaczyła piękną, wysoką blondynkę w luźnej, kremowej koszuli.
- Hermiona, kochanie, jak się cieszę, że już jesteś! – Fluer uśmiechnęła się radośnie na jej widok.
- Dziękuję za zaproszenie. – Hermiona przywitała się z nią równie gorąco.
- Wchodź, wchodź. Na razie jesteś jedynym gościem. Billa jeszcze nie ma, jest w pracy.
- Jej przepraszam. Jestem za wcześnie? – poczuła się głupio.
- Nie przejmuj się. Akurat zdążymy się napić kawy i trochę mi pomożesz w przygotowaniach.
- Jasne, bardzo chętnie!
Spędziły razem miłe popołudnie. Panna Granger pomogła gospodyni nakryć i udekorować stół w ogrodzie. Dowiedziała się też mniej więcej co działo się u wszystkich Weasleyów w ciągu wakacji. Krótko po piętnastej dołączył do nich Bill. Również ucieszył się na widok dziewczyny. Od niego dowiedziała się, że Harry powoli remontował dom przy Grimmauld Place 12 i też obecnie nie przebywał w Norze.
Gdy wszystko było już przygotowane poszła do sypialni najstarszego z rodzeństwa Weasleyów i jego żony, by się przygotować do kolacji. Zdjęła krótkie spodenki, top i zrzuciła trampki z nóg. Z kufra wyciągnęła krótką jasnożółtą sukienkę z rozkloszowanym dołem oraz czarne baleriny. Włosy zostawiła rozpuszczone, grzywkę przeczesała na bok. Rzęsy przeciągnęła tuszem, a usta błyszczykiem. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Wyglądała niezwykle dziewczęco.
Wyszła z sypialni prosto do salonu, w którym roiło się już od ludzi. Pierwsza podbiegła do niej Ginny.
- Hermiona! – krzyknęła. – Pokaż no mi się tu! Pięknie wyglądasz, jak zawsze. – Uściskała ją. – Krótkie włosy? Pięknie ci. Ale i tak jestem na ciebie zła i mamy poważnie do pogadania!
- Hej Ginny. Mi też jest miło cię widzieć. – zaśmiała się. – Cześć Harry. Ron. – z nimi również się przywitała.
Następnie podeszła do Państwa Weasleyów. Molly wyglądała dużo lepiej niż ją ostatnim razem widziała. Jej policzki nabrały różowego odcienia, w oczach gościł spokój. Arturowi natomiast przybyło parę siwych włosów. Uściskała ich serdecznie.
- A gdzie George? – zapytała stojącego najbliżej Rona.
- Poszedł na plażę. – odpowiedział.
- I prosił, żebyś do niego przyszła. – odezwała się Ginny. – Nie wiem o co chodzi, ale lepiej idź.
- No dobrze, już idę. – zbliżyła się do drzwi prowadzących do ogrodu.
- Tylko wróćcie najpóźniej za pół godziny! – krzyknęła za nią Fluer.
Dziewczyna wyszła tylnymi drzwiam. Witając się z kolejnymi gośćmi, czekającymi na świeżym powietrzu minęła bogato zastawiony stół i po schodkach zeszła na plażę. Zdjęła buty, chwyciła je w ręce i rozejrzała się wokoło. Nie było tam ani jednej żywej duszy. Wytężyła wzrok jeszcze raz. Dopiero po chwili zauważyła ciemną postać, siedzącą tuż przy brzegu. Zaczęła iść w tamtą stronę.
- Cześć George. – powiedziała stojąc tuż obok niego.
Chłopak szybko się podniósł. Hermiona przyjrzała mu się z dokładnością. Wydawać by się mogło, że wygląda jak zwykle, jednak od razu zauważyła jego smutne oczy. To od razu jej uświadomiło, że bliźniak nadal cierpi po stracie brata.
- Hermiona.. – powiedział szeptem i przytulił ją.
Zdziwiła się. Była przygotowana na ogromną burę za to, że unikała jego i całą rodzinę Weasleyów przez wakacje. Odwzajemniła jednak uścisk. Po chwili usiedli obok siebie na piasku.
- Co tam u ciebie? – spytał, patrząc w dal.
- Wszystko dobrze. – odpowiedziała wymijająco. – Lato się kończy niestety. Ale wracamy do Hogwartu. I z tego powodu jestem bardzo dobrze nastawiona.
- Jak wakacje? – znów zadał pytanie.
- Spędziłam je z Camilą. Moją kuzynką. Robiłyśmy dużo różnych rzeczy. Było w porządku. – nie wiedziała do czego chłopak zmierza.
- Dobrze się bawiłaś? – nadal na nią nie patrzył.
- Całkiem nieźle. – odpowiedziała. - Georgie o co chodzi? – nie wytrzymała.
- Żałujesz? – w ogóle nie zwracał na dziewczynę uwagi. Ciskał tylko pytaniami jak z karabinu, sprawiając wrażenie, że w ogóle nie słucha tego, co mówi.
- Ale czego? – była zdziwiona.
- Tego, że go zostawiłaś! – w końcu na nią spojrzał. W jego oczach już nie było smutku. Tylko złość. Możliwe, że nienawiść. Nie wiedziała co jeszcze.
- Ja go wcale nie zostawiłam George! – zdenerwowała się. – Dobrze wiesz, jak było. To on kazał mi odejść. Więc co miałam zrobić?
- Przecież zrobił to, bo cię kochał. Chciał, żebyś wypełniła swoje obowiązki, które miałaś względem Harry’ego.
- To nie był obowiązek. Chciałam zostać. Ale on.. On powiedział, że nic między nami nie ma. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak to bolało. – w jej oczach pojawiły się łzy.
- On cię kochał Miona. Nie widział świata poza tobą. Dlaczego nie walczyłaś? Dlaczego do jasnej cholery wtedy z nim nie zostałaś?! – podniósł na nią głos.
- Przestań Georgie. Przestań tak mówić, bo wiesz, jak naprawdę było.
- Tak, wiem! Odeszłaś sobie z Harrym i Ronem. Zostawiając go! On tęsknił, czekał aż wrócisz. Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz?! Nie wybaczę Ci tego, że był przez Ciebie nieszczęśliwy!
George zerwał się na równe nogi. Hermiona również. Chwyciła go za ramiona i spojrzała głęboko w oczy. Była przerażona jego zachowaniem, tym co mówił, bała się go.
- On nie żyje. – powiedziała szeptem.
- Nie mów tego. – bliźniak odpowiedział, jakby był w amoku. Jakby to jego nie było wśród żywych.
- Fred nie żyje. – powtórzyła jeszcze ciszej.
- Nie. – nadal nic do niego nie docierało.
- Choć zawsze będzie w naszych sercach, to jego już nie ma. – przytuliła się do niego i mówiła wprost do jego ucha. – Zginął i to nie jest niczyja wina George. Musimy się z tym pogodzić. Musimy żyć dalej.
Zorientowała się, że płacze. Zaczął łkać jak małe dziecko. Przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Było jej go strasznie żal. Hermiona też tęskniła za Fredem, ale zdążyła się z tym pogodzić. Wiedziała, że czasu nie da się cofnąć.
Nagle chłopak odsunął się od niej. Teraz to on spojrzał w jej oczy, nie odzywając się. Po chwili chwycił ją za ramiona i przysunął do siebie. Przybliżył jej usta do swoich. Hermiona nie wiedziała co się dzieje. Nie zdążyła zareagować. George wpił się w jej wargi. Próbowała się wyrwać. On jednak nie zwalniał uścisku. W końcu odepchnęła go od siebie.
- Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz?! – krzyknęła.
- Ale Hermiono.. – zaczął, patrząc na nią ze smutną miną.
- Nigdy więcej! Nie jesteś Fredem! Nigdy nie będziesz! – była wściekła. Potwornie wściekła. – A teraz proszę cię, zostaw mnie w spokoju! – rzuciła jeszcze i ruszyła w przeciwną stronę niż Muszelka.
Szła tak ponad 10 minut. Łzy lały się po jej twarzy. W końcu zrezygnowana usiadła na piasku, zamaczając nogi w wodzie. Nie takiego obrotu spraw się spodziewała. Była rozgoryczona, rozżalona, smutna. W jej głowie było tysiące myśli, emocje biły się ze sobą.
„Dlaczego? – myślała. – To Fred mnie zostawił. Kazał mi odejść. Nie mogłam się upokarzać. Chociaż zakochiwałam się w nim z każdym dniem coraz bardziej. Wiedział o tym tylko George. I teraz tak po chamsku to wykorzystał. Dał mi do zrozumienia, że jest moja wina w śmierci Freda. A przecież tak nie jest! – rozpłakała się jeszcze bardziej. – Nie będzie robił ze mnie dziewczynki do bicia! – teraz zdenerwowała się w myślach. – Nie zasłużyłam na to! Nic złego nie zrobiłam! Będę żyć na nowo. Tak jak do tej pory. A George nie będzie robił z siebie ofiary!”
Otarła szybko dłonią łzy. Wstała i strzepała piasek z ubrania. Poprawiła sukienkę i z uśmiechem ruszyła w stronę Muszelki, szykując się na kolejne starcie. Tym razem z Ginny i chłopcami.


Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednią notką! Jesteście kochane :) zapraszam do czytania i juz niedługo następna część :) pozdrawiam! :)

Maja.

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 1.

        Wakacje powoli dobiegały końca. Mimo, że był jeszcze sierpień wieczory stawały się coraz chłodniejsze. Został tydzień. Tydzień do powrotu. Do powrotu do drugiego domu, którym był Hogwart. Już za tydzień wszyscy mieli ponownie się zobaczyć. Minęły trzy miesiące od wielkiej Bitwy, w której większość uczestniczyła. Ponieśli liczne obrażenia, stracili rodzinę, znajomych, jednak i tak pragnęli powrotu. Są silniejsi i przede wszystkim spokojniejsi. Nie zagraża im już nic. Nie muszą się bać. Lord Voldemort zginął. Zginął z rąk Harry’ego Pottera. 
Mżył lekki deszczyk, kiedy Hermiona wracała ulicami Londynu do domu. Nie było późno. Dochodziła dopiero dwudziesta, lecz zapadał już zmrok. Wracała ze spotkania ze swoją kuzynką, Camilą. Jak zwykle spędziły razem popołudnie. Od dwóch miesięcy robiły tak każdego dnia. Chodziły do kina, teatru, na rolki, rower, pikniki, spacery, imprezy. 
Camila była świetną towarzyszką. Wiedziała oczywiście, że jej kuzynka jest czarownicą, lecz te wakacje pomogła jej spędzić w całkowicie niemagiczny sposób. A Hermiona tego potrzebowała najmocniej. Oderwać się od rozmów o Bitwie, od modlitw za zmarłych. Przez całe swoje czarodziejskie życie czekała na moment, w którym Lord Voldemort polegnie. O niczym innym nie marzyła, nie myślała. Gdy to już się stało, cieszyła się wraz z innymi. Jednak po chwilach euforii i radości, nadeszła melancholia. Przemyślenia, jak wiele ludzi musiało zostać skrzywdzonych, zabitych przez jednego człowieka. Jak wiele łez zostało wylanych, ile godzin bólu, cierpienia. O tym potrzebowała zapomnieć.
Panna Granger nie widywała się z przyjaciółmi. Początkowo całe wakacje miała spędzić w Norze, jednak wymówiła się spędzeniem czasu z rodzicami, których sprowadziła z powrotem do Londynu i którym przywróciła pamięć. Była to jednak tylko wymówka. W domu Państwa Weasleyów po Bitwie panowała grobowa atmosfera. Nikt z członków rodziny nie potrafił pogodzić się ze śmiercią Freda. Ona również miała z tym problem. Wiedziała jednak, że w tej sytuacji nie pomoże siedzenie w domu i myślenie. Wiedziała, że nie tego chciałby bliźniak. Proponowała jego rodzeństwu jakieś wyjścia, chociaż na koncert czy na mecze Quidditcha, jednak oni nawet nie chcieli o tym słyszeć. Patrzyli na nią, jak na wariatkę, która nie potrafi godnie przeżyć okresu żałoby. Za pierwszym razem wzięła do sobie do serca, lecz jakiś czas później dotarło do niej, że nie ma to żadnego sensu. Delikatnie dała do zrozumienia przyjaciołom, że nie zamierza w taki sposób jak oni spędzać czasu i odsunęła się. A oni jej nie zatrzymywali. 
Hermiona weszła do swojego domu. Rodzice byli jeszcze w pracy, więc pospiesznie zdjęła buty i postanowiła ugotować jakąś kolację. Otworzyła lodówkę, w której znalazła potrzebne składniki to zrobienia zapiekanki z brokułami. Piękny zapach unosił się już w powietrzu, gdy dołączyła do niej mama. Przywitała się z córką promiennym uśmiechem i buziakiem w policzek. Podczas, gdy Hermiona nakrywała do stołu, wymieniły parę zdań na temat mijającego dnia.
- Córeczko jesteś pewna, że nie chcesz tych ostatnich dni spędzić w Norze, z przyjaciółmi? – spytała Pani Granger.
- Tak mamo, przecież ci mówiłam. Mam mnóstwo planów z Cam na ostatni tydzień. Poza tym chcę spędzić czas z wami, bo przecież znów długo nie będziemy się widzieć.
- Jesteś kochana Mionka, ale uważam, że powinnaś wcześniej dołączyć do Weasleyów. – jej mama nie dawała za wygraną.
- Ale dlaczego? O co chodzi? Nie chcecie mnie w domu?
- Och nie bądź niemądra. – kobieta zaśmiała się. – Po prostu znów pisała do mnie Molly. Oni naprawdę czekają tam na ciebie. To już chyba czwarty list w te wakacje.
- Pomyślę o tym, dobra? Ale nic nie obiecuję. 
- No dobrze. – westchnęła jeszcze Pani Granger i zajęła się wyjmowaniem jedzenia z piekarnika.
Gdy siedziały już przy stole do domu przyszedł również Pan Granger. Był to wysoki, przystojny mężczyzna. Hermiona była do niego bardzo podobna. Tak samo pogodna, marzycielka, ale twardo stąpająca po ziemi. Posiedzieli razem, pośmiali się, wypili parę lampek wina. Dziewczyna pożegnała się z rodzicami krótko przed północą. Schodami weszła na górę i otworzyła drzwi do swojego pokoju.
Ściany były tutaj koloru brzoskwiniowego. Biała toaletka z dużym lustrem stała przy ścianie po lewej stronie. Drewniane, podwójne łóżko aż zachęcało, by się w nim położyć. Hermiona jednak minęła posłanie i podeszła do biurka. Odsunęła krzesło i usiadła na nim. Spojrzała przed siebie. Ogromna, korkowa tablica zapełniona była zdjęciami z przyjaciółmi. Z Ginny na Balu Bożonarodzeniowym, z Harry’m i Ronem przy chatce Hagrida, z bliźniakami na Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Na tym zdjęciu dłużej zatrzymała swój wzrok. George patrzył na nią ze smutną miną, natomiast Fred uśmiechał się promiennie. Westchnęła cicho, a po jej policzku popłynęła jedna, malutka łza. Szybko otarła ją rękawem bluzy. Podniosła się z miejsca, zrzuciła ubrania z siebie, naciągnęła jedynie koszulkę i rzuciła się w poduszki. Zakopała się głęboko pod kołdrę i zaczęła myśleć.
„Wiem, że powinnam tam jechać. Ginny pisała mnóstwo razy, a ja się nie odzywałam. Co ze mnie za przyjaciółka.. To nie powinno tak być. Jednak nie dałabym rady. Nie wytrzymałabym więcej łez i bólu. Źle zrobiłam. Postąpiłam jak egoistka, ale potrzebowałam tego. Oni zrozumieją. Weasleyowie i Harry zrozumieją, dlaczego to zrobiłam. Musiałam się od tego oderwać, by choć na chwilę zapom..”
Jej rozmyślania przerwało ledwie dosłyszalne pukanie w okno. Wyskoczyła z łóżka i otworzyła je, by sówka mogła wlecieć do środka. Nie wiedziała do kogo należy. Odwiązała list od nóżki zwierzęcia, rzuciła w jej stronę krakersa i z powrotem wróciła pod pierzynę. Rozwinęła pergamin i zaczęła czytać..

Kochana Hermiono,
Razem z Billem chcielibyśmy Cię zaprosić do Muszelki
na piątkową kolację. Wypada nasza pierwsza rocznica
ślubu i bylibyśmy szczęśliwi, gdybyś mogła spędzić ją z 
nami. Mamy również dla wszystkich gości niespodziankę.
Nie rób nam przykrości i odwiedź nas.
Pozdrawiam Cię gorąco.
Fluer

„No to pięknie. – pomyślała. – Teraz już nie ma żadnych wymówek. Muszę tam jechać i spotkać się z nimi. A może to i dobrze..” 
Spędziła jeszcze parę minut, rozmyślając, jednak w końcu zmęczona całym dniem, zasnęła. W nocy budziła się nieskończoną ilość razy. Męczył ją sen. Koszmarny sen.
Następnego ranka wstała w całkiem niezłym humorze. Wzięła prysznic, umyła i wysuszyła włosy. Ubrała się w zwiewną, różową sukienkę i zeszła na dół na śniadanie. W kuchni jej mama przygotowywała naleśniki.
- Dzień dobry. – Hermiona przywitała się z nią.
- Dzień dobry córeczko. Siadaj, zaraz podam Ci śniadanie.
Dziewczyna nalała sobie pomarańczowego soku do szklanki i włączyła ekspres do kawy. Z lodówki wyciągnęła mleko, a w rękę chwyciła jabłko. Była strasznie głodna. Usiadła przy stole i zaczęła pałaszować posiłek.
- Pomyślałaś coś? – Pani Granger znów zaczęła temat Weasleyów.
- Nie. – odpowiedziała Hermiona między kęsami.
- Dlaczego? – kobieta zrobiła poważną minę.
- Napisała do mnie Fluer, żona Billa, brata Rona, opowiadałam ci o niej.
- No tak, pamiętam. W zeszłym roku mieli ślub.
- Dokładnie. Zaprosiła mnie do Muszelki w piątek. Postanowiłam, że później pojadę ze wszystkimi do Nory.
- Tak się cieszę! – Pani Granger szczerze uśmiechnęła się. – Jak się jutro dostaniesz do domu Billa i Fluer?
- Błędnym Rycerzem, tak myślę. – odpowiedziała i do końca dopiła swój sok. – Lecę do Camili. Muszę jej powiedzieć, że wyjeżdżam. 
- Pewnie, leć. Zobaczymy się wieczorem. – kobieta pocałowała swoją córkę w czubek głowy i zabrała naczynia ze stołu.
Hermiona biegiem pokonała schody. Założyła białe tenisówki i w rękę chwyciła okulary przeciwsłoneczne. Mimo, że noce były już chłodne to jednak w dzień termometr nadal wskazywał około dwudziestu pięciu stopni.
Wyszła na zewnątrz. Słońce grzało niemiłosiernie. Jaką miała ochotę, by znaleźć się dziś na plaży i wykąpać się w jeziorze czy morzu, ale niestety, musiała przejść pół miasta, by dojść do domu swojej kuzynki. 
Camila była rok młodszą od Hermiony córką brata Pani Granger. Miała czarne, jak druty proste, długie włosy i niebieskie oczy. Była śliczna. Przebojowa imprezowiczka o wielkim sercu. Bezpośrednia, otwarta, z milionem pomysłów na minutę. Nie dało się z nią nudzić. Hermiona dziękowała Bogu za taką kuzynkę. Wcześniej nie miały ze sobą dobrego kontaktu, jednak w te wakacje wszystko się zmieniło. Mówiły sobie o wszystkim. O uczuciach, emocjach, o wspomnieniach, o ludziach je otaczających. Traktowały się jak siostry.
Panna Granger w końcu dotarła pod kamienicę, w której mieszkała kuzynka. Weszła na trzecie piętro i głośno zapukała. Drzwi otworzyła jej ciocia Poppy, która z chęcią zaprosiła ją do środka.
- Cam jest u siebie. Idź, a ja zaraz przyniosę wam mrożoną herbatę. – powiedziała do dziewczyny z uśmiechem.
- Dzięki ciociu. – odpowiedziała Hermiona i ruszyła w stronę pokoju kuzynki.
Wtargnęła do pokoju Camili, nawet nie pukając. Brunetka siedziała na łóżku z laptopem na kolanach. W uszach miała białe słuchawki i kiwała głową w rytm muzyki. Nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Hermiona podeszła do niej i pociągnęła za słuchawki.
- O Miona! Siema! – przywitała się z kuzynką buziakiem w policzek. – Co ty tu robisz? Myślałam, że widzimy się dopiero wieczorem.
- Zmiana planów. – z radością powiedziała szatynka. – Musisz iść ze mną na zakupy.
- Na zakupy? Jakie zakupy?
- Muszę sobie kupić jakąś sukienkę. Bo jutro wyjeżdżam.
- Co? Jak to? A impreza w sobotę? Przecież obiecałaś! – Camila zdenerwowała się.
- Wiem, przepraszam, ale nie mam wyjścia. Wracam do świata czarodziejów.
- Już? Przecież jeszcze tydzień wakacji.
- Wiem. – Hermiona westchnęła głośno. – I najchętniej zostałabym w Londynie, ale nie mogę, muszę jechać.
- No dobrze. Ale na pewno jesteś już gotowa?
- Nie, ale chyba im dłużej zwlekam tym gorzej..
- Będę tęsknić. – Camila rzuciła się kuzynce na szyję.
- Ja też. – odpowiedziała Hermiona i odwzajemniła uścisk.


Gdyby ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach to proszę o zostawianie numerów gg. Byłaby również wdzięczna za komentarze z opinią na temat rozdziału, co trzeba zmienić, co dodać, co usunąć. Zapraszam również do zapoznania się z zakładką Bohaterowie. Już niedługo kolejna część mojego opowiadania. Pozdrawiam!

Maja.

środa, 13 listopada 2013

Prolog.

- Świadek Hermiona Jean Granger proszona na salę rozpraw. – zza wielkich, drewnianych drzwi wychylił się wysoki, nieogolony mężczyzna w średnim wieku, ubrany w granatową szatę.
                Siedząca na korytarzu dziewczyna lekko uniosła głowę. Czarodziej zauważył przerażenie w jej pięknych, brązowych oczach. Lekko uśmiechnął się, próbując dodać otuchy. Kąciki jej ust delikatnie zadrżały.  Wstała i podeszła do wejścia. Odetchnęła głęboko, pchnęła drzwi i weszła do środka.
                Pierwsze na co zwróciła uwagę, to na otaczającą ją ciszę. Widziała setki osób siedzących na krzesłach, jednak oni zdawali się nawet nie nabierać powietrza do płuc. Siedzieli jak sklepowe manekiny, wpatrujące się tylko w jeden punkt. Dziewczyna również spojrzała w tym samym kierunku.
                Na środku pomieszczenia, skuty w kajdany, klęczał blondwłosy chłopak. Wiedziała, po co tu jest, więc również zdawała sobie sprawę kim jest ta osoba. Wytężyła wzrok. Sino-szara skóra, liczne zadrapania, potargane, brudne włosy. I ten znak na przedramieniu. Przez jej ciało przeszły dreszcze. Musiała przejść obok, by dojść do miejsca przeznaczonego dla świadków. Kątem oka dostrzegła swoich przyjaciół, stojących niedaleko. Skinęła w ich stronę głową, dając do zrozumienia, że sobie poradzi.
                Stanęła przed barierką i spojrzała w górę. Około dwunastu osób wpatrywało się w nią. Siedzieli w rzędzie, miejsce przy miejscu. Na samym środku nowy Minister Magii, Walter Green. Jego twarz kojarzyła jej się jedynie z gazet. Reszty nie znała.
- Proszę się przedstawić. – głos zabrała czarnowłosa kobieta, siedząca obok Ministra.
- Na-azywam się Hermiona Jean Granger. – jej głos lekko się chwiał.
- Status krwi?
- Mugolak.
- Wiek i wykształcenie?
- Mam osiemnaście lat, po wakacjach wracam do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, by skończyć ostatnią klasę.
- Dziękuję. Teraz przejdziemy do pytań dotyczących oskarżonego. – dziewczyna na te słowa skinęła głową. – Jak długo zna pani pana Dracona Malfoy’a?
- Siedem lat. Poznaliśmy się na początku pierwszej klasy Hogwartu.
- Jakie łączyły panią stosunki z oskarżonym?
- Nigdy za sobą nie przepadaliśmy. Malfoy był w Slytherinie, ja w Gryffindorze. Zawsze miał obiekcje do osób z mugolską krwią. – próbowała mówić składnie, tak, by nie obarczać Malfoya jeszcze większą winą. – Kłóciliśmy się, jednak to były takie korytarzowe potyczki, między domami. Wiedziałam, kim jest ojciec Malfoya i wiedziałam, że przyjdzie dzień, w którym stanie się on taki sam.
- Mogłaby nam pani opowiedzieć, co zdarzyło się w Malfoy Manor?
- Byłam tam z Harry’m i Ronem, jednak zamknęli ich w lochach w piwnicy rezydencji. Ja zostałam na górze. Bellatrix zaczęła mnie torturować, jednak moi przyjaciele uratowali mnie.
- Czy oskarżony również tam był?
- Tak. Razem z Lucjuszem i Narcyzą. Malfoy nie wydał nas swojej ciotce. Okłamał ją, mówiąc, że nie jest pewny czy na pewno jest z nami Harry Potter.
- Czy Draco Malfoy był tam, gdy Ballatrix panią torturowała?
- Tak, ale..
- Czy Draco Malfoy był tam w chwili, gdy używano wobec pani zaklęcia Cruciatus?
- Tak, ale..
- Czy Draco Malfoy zrobił coś, gdy panią torturowano?
- Nie, ale..
- Czy Draco Malfoy przyglądał się bezczynnie, gdy używano wobec pani zaklęcia Cruciatus?
- Tak, ale..
- Dziękuję, nie mam więcej pytań! – kobieta krzyknęł.. – Jest pani wolna i  może dołączyć do pozostałych świadków.
- ..ale, nie miał innego wyjścia. – dokończyła szeptem, a na sali znów była cisza.
                Dziewczyna jak w amoku ruszyła się ze swojego miejsca. Znów musiała przejść obok oskarżonego. Ku jej zdziwieniu chłopak podniósł głowę i spojrzał na nią. Jego twarz była wychudzona, kości policzkowe jeszcze bardziej zarysowane, a oczy.. Oczy pozostały takie same. Pełne chłodu i nienawiści. Ona jednak nie odwróciła wzroku. Dzięki temu spostrzegła w tych stalowoszarych tęczówkach coś jeszcze. Smutek. Przerażający smutek.
                Minęła blondyna i stanęła obok Harry’ego Pottera i Ronalda Weasleya. Rudzielec złapał ją za rękę i ścisnął mocno. Ta natomiast przesłała mu lekki uśmiech i głośno odetchnęła z ulgą. Ma to za sobą.
- Proszę o uwagę. – ciszę zakłócić Minister. – Po wysłuchaniu zeznań wszystkich świadków oczyszczam pana Dracona Malfoya z części zarzutów. Zostaje on jednak skazany na trzy miesiące pobytu w Azkabanie za służenie Lordowi Voldemortowi w czasie, gdy był już pełnoletni. Koniec sprawy!
                Sala zawrzała. Do Hermiony dochodziły różne głosy, jednak ona ich nie słyszała. Z daleka wpatrywała się w Malfoya. Podeszło do niego trzech mężczyzn. Chwycili go za ramiona i pociągnęli w stronę wyjścia. Chłopak nie stawiał oporu. Tuż przy drzwiach odwrócił głowę ostro w lewą stronę. Wprost na dziewczynę o brązowych włosach. Przez chwilę utrzymali kontakt wzrokowy. A ona wiedziała, że już nigdy go nie zobaczy. Już nigdy. I nagle, ku jej zdziwieniu, ogarnęło ją dziwne uczucie. Takie, którego nigdy by się nie spodziewała.



Wracam wracam wracam! Z nowym blogiem, z nową tematyką, z nowymi pomysłami. Mam nadzieję, że się cieszycie! :) Dzisiaj dodaję prolog, a na dniach postaram się umieścić pierwszy rozdział. Blog nie powala wyglądem, ale zrobię wszystko, by z czasem był on coraz lepszy. I tę notkę dedykuję kochanej Hedwidze! :* dzięki Mała :* bo gdybym nie wiedziała, że czekasz, to pewnie nic by nie powstało. Komentujcie, zostawiajcie swoje adresy, bo jestem zwarta i gotowa na powrót do blogerskiego świata. Pozdrawiam Was gorąco!

Maja.